
Cześć czołem! Ależ mam dzisiaj dla Was petardę (żarcik) wprost z zamierzchłych lat. NRD jako twór państwowy już dawno gryzie ziemię, jako koncept i fakt historyczny wciąż odciska swoje piętno na wschodnich Niemczech, i książki po NRD też pozostaną. I mam dla Was dzisiaj książkę z serii ze „słoneczkiem”, w której wschodnioniemieccy pisarze zastanawiali się jak będzie wyglądać przyszłość i co z tego wynikło…

Zaczniemy od tego, że wstęp w wielu sprawach naprowadza nas mniej więcej o co chodziło pisarzom w tej antologii. Oczywiście tytuł wstępu „Postromantyczne gry myślowe. Literatura fantastycznonaukowa w NRD” brzmi już zupełnie odjechanie, a jak się ma do zawartości zbiorku to Wam opowiem przytaczając po kolei każde opowiadanie.

Franz Fuhmann „Niemoc” – tytułowe opowiadanie na sam początek rzucone. Odważny czyn i gest. I opowiadanie o skutku i przyczynie, o naturze czasu i tego, że jest on niezmienny i nawet jeśli zerkniemy w przyszłość to i tak nic nie można zrobić. Trochę smutne, trochę pesymistyczne i zupełnie ulatujące z pamięci. Ech ten nieubłagany upływ czasu!

Klaus Mockel „Jeden z czterech” – Czterech dzielnych astronautów, tajemnicza planeta, seria awarii, które zagrażają bezpieczeństwu misji i poszukiwanie przyczyn tych awarii. I klasyczny już dylemat kosmicznych rozbitków – czy poświęcić życie trzech, aby jeden mógł dotrwać do końca misji czy nie podejmować takich działań i skazać wszystkich na pewną śmierć. I jak to w takich opowiadaniach z krajów socjalistycznych gremium bohatersko podejmuje decyzje, nikt się nie kłóci, a gieroje kosmosu świadomie podejmują ryzyko. I prawie ochoczo godzą się na śmierć. Po to żeby młody mógł dostarczyć wyniki misji.

Frank Toppe „Ostatnie obrazy grafika Schneidera” – Nie lubię takich opowiadań. Tajemniczych, skrywających się za niedomówieniami, jakieś półsłówka, brak konkretu, a dla mnie brak pomysłu jak to w sposób interesujący ugryźć i dlatego trzeba pogmatwać i historię zaczynać i kończyć od dupy strony. Chociaż temat ciekawy i opisujący zagadnienie związane z tym, że ludzie gdziekolwiek nie pójdą to nawet jeśli chcą zrobić dobrze to przez swoją ignorancję czynią zło. Katastroficzne zło.

Karl Heinz-Tushel „Zimne słońce” – Krótka historia o dziwnej przygodzie stelarnej (ciekawe słowo) taksówki na planecie pełnej dziwnego życia. Ot, zderzenie naukowca ze starym kosmicznym „złotówą”. Kto na tym lepiej wyjdzie? I czy w ogóle ktoś wyjdzie z życiem w obliczu dziwnego nieznanego zagrożenia, które wygląda jak pełzająca kapusta :D

Gunter de Bruyn „Zamiana płci” – Ot takie całkiem zabawne opowiadanko, choć w XXI wieku trącące mocno myszką i stereotypami, ale wciąż w miarę przyjemne w odbiorze i lekturze. Jak ułożą się stosunki w instytucie, w którym jeden z kierowników nagle stanie się kobietą? Jakie (haha ) zabawne nieporozumienia mogą z tego powodu powstać i tak dalej i tak dalej. I co z romansami? Co z żoną? Co z kochanką?

Karl-Heinz Jakobs „Quedlinburg” – To było dobre. Naprawdę. Wciągające, intrygujące. Z dość dziwną wizją społeczeństwa, a sam początek przykuwał uwagę obelgą czyli wyzywaniem kogoś od ojców! A więc pierwszy strzał i już czytelnik się zastanawiał o co tutaj biega? Jaki to świat, jaka przyszłość, jaka alternatywna rzeczywistość? Później jest trochę słabiej i gorzej, ale zaciekawiła mnie wizja w której rewolucja ustanowiła matriarchat. Z bardzo dziwnymi zasadami. Zwłaszcza tymi związanymi z kontaktami seksualnymi. I końcówka z tekstem „Ja cię nie kocham, ja egzekwuję” mocna :D

Karlheinz Steinmuller „Some love it hot” Jak dla mnie chyba najlepsze opowiadanie w antologii. Pogmatwane, ale nie w żaden popierdzielony, postmodernistyczny sposób. Po prostu ryje beret poprzez sam pomysł tego, że w świecie przyszłości ani człowiek ani jego żywa kopia (manekin, klon, android) nie będą w stanie odróżnić kto jest kim. Plus obnaża najniższe instynkty, które rządzą ludźmi. Te najgorsze cechy – sadyzmu, okrucieństwa i przyjemności z zadawania cierpienia. Jest też dobrze napisane. Dlatego zostało przeze mnie zapamiętane. W ogóle pomysł z założenia jest chory – możesz sobie zamówić androida, który na przykład jest idealną kopią twojego szefa, sąsiada i tak dalej. I możesz z nim robić co chcesz. Wszak to android, ale jednocześnie ma on tak czułe ośrodki bólu, że wydaje Ci się, że dręczysz, wykorzystujesz seksualnie czy robisz cokolwiek Ci przyjdzie do głowy z prawdziwą osobą. Niestety opowiadanie skupiło się mocno na tych negatywnych rzeczach, które ludzie robią ludziom tudzież androidom.

Rolf Krohn „Cora” – Nie wiem czy świadomy zabieg ze strony wydawcy, ale kolejne opowiadanie o androidzie. Tym razem mamy trochę szalonego wynalazcę i młodego naukowca, który zakochuje się w córce tegoż wynalazcy. A córka o imieniu Cora ma tajemnicę, nie do końca taką mroczną, ale jednak zawsze tajemnicę. I odwieczne pytanie – czy kreacja może stać się świadomą i wolną istotą?

Johanna Braun, Gunter Braun „Powrót Jonatana” – Nie wiem co o tym myśleć. Jakieś tajne służby, jakieś szkolenia warunkujące, instytucje zamknięte. Trochę dziwna przyszłość (oczywiście motyw z wyzwoleniem seksualnym musiał być). Ogólnie zbyt dziwne i mało konkretne, ale nie czytało się tak źle.

Gunther Krupkat „Człowiek z Anty” – Ot krótka historia miłosna, w której dużą rolę odkrywa człowiek z Antymaterii, którego świat, wymiary, przestrzeń potrzebują naszej pomocy! A ludzkość już od dawna sobie podróżuje beztrosko po kosmosie.

Bernd Ulbirch „Zaczarowany kocur” – Czy koty na statkach kosmicznych będą pasażerami na gapę czy raczej pełnoprawnymi członkami załogi? Któż nie kojarzy słynnego kota z „Obcego”, który sam jeden uratował całą załogę (niezbyt liczną po spotkaniu z „przytulaczami”). A co jeśli kot podczas podróży zacznie gadać i chociaż jest kocurem to będzie miał na imię Janina? Jak kapitan statku transportowego może poradzić sobie z omamami wzrokowymi i słuchowymi? Czy przeżyje upierdliwego kota? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi!

Gerhard Branster „Kuracja wbrew woli” – Trzy strony dość sprytnego i napisanego z takim pewnym przesłaniem filozoficznym tekstu. Nawet zabawne, ciężko określić czy błyskotliwe, ale ujdzie w tłumie.

Wolf Weitbrecht „Szczury” – Podobało mi się. Krótkie, treściwe i takie mocno obnażające ludzkość i jej poczucie wyższości i przekonanie o tym, że to my jesteśmy najinteligentniejszym gatunkiem żyjącym na Ziemi.

Siegbert G. Gunzel „Nic tylko kłopot z personelem” – szablonowe podejście do androidów i robotów jako służby domowej, ale nie pozbawione pewnego uroku. Jednocześnie mocno antropomorfizujące roboty i z drugiej strony traktujące je jak przedmioty. Tak jak napisałem – opowiadanko może i sztampowe, ale dość zabawne w tej swojej sztampie.

I to byłby koniec „Niemocy”. Chciałbym Wam napisać, że była to fascynująca przygoda z NRD-owską literaturą science and fiction, ale tego Wam nie powiem. Napiszę, że z tego zbioru tak na dobrą sprawę warte uwagi są może dwa albo trzy opowiadania, które oparły się próbie czasu. Niemniej jak dla masochisty literackiego, którym jestem to i tak było ciekawe doświadczenie. Nie raz żałuję na łamach tego bloga, że nie posiadam zdolności analitycznych i krytycznoliterackich, żeby Wam pięknie rozłożyć na części pierwsze te opowiadania. Tak bywa. Zbiorek polecam wyłącznie masochistom mi podobnym.