Cześć! Uwaga, uwaga moi drodzy! Postanowiłem wygrać z czasem i postanowiłem do świąt ogarnąć stosik książek do opisania na blogu. Dlatego też trzymajcie za mnie kciuki. Chodzi mi o to, żeby zrzucić brzemię i poczucie winy ciążące na mnie od dłuższego czasu, bo choć blog to dla mnie hobby i rozrywka to jednak wiąże się z nim poczucie odpowiedzialności…
Dlatego zaczynam. Na wstępie powiem, że nie kojarzę skąd ten Wolter się znalazł, ale że to krótkie opowiadanko jest to bez problemu go przeczytałem. Dodam też, że można je przeczytać na Wolnych Lekturach! W różnych formatach! Za darmoszkę! Tutaj macie link!
A czego dotyczy nowelka Woltera? Otóż to historia iście fantastyczna i kosmiczna. Opowiada o przybyszu z Syriusza – Mikromegasie, któren poznaje Wszechświat i zagląda do naszego Układu Słonecznego, gdzie odwiedza Saturna, tam poznaje jego mieszkańca. Razem postanawiają pozwiedzać galaktykę. Dowiadują się o naszej planetce. Okazuje się, że są to olbrzymy, które muszą przez mikroskop i przez specjalne przyrządy porozumieć się z ludzką rasą zamieszkującą tę naszą błotnistą planetkę.
Oczywiście olbrzymi są zdziwieni, że takie mikroskopijne (z ich perspektywy) organizmy posiadają inteligencję i budują cywilizację. Są nawet pod wrażeniem, że rozwija się u nas nauka, kultura i sztuka. Do czasu, aż zamiast rzeczowej dyskusji z ówczesnymi naukowcami do głosu dochodzi klecha, który wrzeszczy tylko o grzechu, diabłach i potępieniu. Zniesmaczeni olbrzymi porzucają naszą planetkę, by wyruszyć dalej… W dodatku mierzi ich pycha i duma naszego gatunku, który choć dla nich jest jak atom to rości i uzurpuje sobie prawo do władania Wszechświatem.
Nowelka Woltera to satyryczna historia o mądrości, ale też o bucie i przekonaniu mędrców wszelakich, że pozyskali monopol na wiedzę, prawdę i rację. W dodatku Wolter jak to Wolter (pamiętam ze szkoły) szydzi z religii i jej przedstawicieli, którzy pragną posiadać rząd dusz i mówić owieczkom swoim co jest dobre co i złe. Nowelka mocno trąci myszką, ale tylko w warstwie narracyjnej. Bez przypisów, które wyjaśniają pewne sprawy ciężko jest zrozumieć czasem do czego, lub do kogo Wolter pije.
Jestem pod wrażeniem wyobraźni Woltera, który z rozmachem (sporo przesadzonym z dzisiejszej perspektywy) opisuje ewentualną możliwość kontaktu z bytem cokolwiek potężniejszym od ludzkości. I mamy tutaj szczęście, że Syryjczyk (tak nazywa Wolter mieszkańca Syriusza) jest istotą łagodną z natury, która nie niszczy czegoś tylko dlatego, że nie pasuje mu to do jego widzenia świata (odwrotnie niż ludzie). Mile zostałem zaskoczony, chociaż dydaktyzm i moralizatorstwo też trochę się wylewają z elektronicznych kart czytnika.