Dobry wieczór Polsko! Tradycyjnie bez wstępniaków, bo Ukraina dzielnie walczy, ale ruscy faszyści wciąż stoją na tych swoich glinianych nogach. Dlatego od razu do książki przejdę.
Żeby nie przedłużać. Książkę tę przeczytałem byłem już jakiś czas temu, ale też czytałem ją dawno, dawno temu kiedy cyferki na moim liczniku wieku miały zupełnie inny układ. Pamiętam jednak to wrażenie, które towarzyszyło mi również przy ponownym czytaniu tej książki – podziw dla autora za rozmach, za ogromną wyobraźnię i umiejętność sklecenia tego wszystkiego w jedną spójną wizję świata, który poraża swym ogromem, wielorakością i wielowymiarownością.
To naprawdę dobra książka, w której mieszają się wątki rodem z „Władcy pierścieni”, rodem ze „Star Treka” czy też „Neurmancera” i jeszcze kilku świetnych klasyków, ale wcale nie czuć żadnego bezmyślnego kopiowania, wręcz przeciwnie – ożywczą kreatywność i innowacyjną (tak wiem – słowo już mocno zgrane, ale cóż zrobić) myśl, a wszystko dziejące się w dalekiej przyszłości po tragicznym wydarzeniu, które prawie unicestwiło ludzkość i jednocześnie dało jej nowe miejsca do życia. O tych miejscach dowiadujemy się w miarę zagłębiania się w książkę i stworzony przez Podrzuckiego świat.
A świat ów to ni mniej nie więcej tylko ogromne Drzewo! W którym niczym korniki żyją stłoczeni ludzie. Drzewo podzielone na segmenty, w których panują określone warunki pozwalające na istnienie życia – ludzi, zwierząt, roślin. Skąd to Drzewo się wzięło? Dlaczego ludzie w nim żyją? Po co oni tam żyją? Dokąd zmierzają? Dokąd tuptają razem z jeżami? Czy tego się dowiemy? Dowiemy się, ale ja Wam nie będę zdradzał za dużo.
W skrócie w jednym z miejsc w/na Drzewie pewien konstabl Farquahart, który do tej pory wiódł w miarę spokojne życie w segmencie Cheshire (niczym z brytyjskiej powieści) różnymi zbiegami okoliczności trafia w sam środek awantury, która dotyczy całego Drzewa. I towarzyszymy konstablowi, wyposażonemu w poliprocesory likwidujące skutki kaca (brałbym w ciemno)! I zatruć wszelakich i ogólnie zarządzające całą jego gospodarką cielesną, że się tak wyrażę w podróży, która swoim zasięgiem obejmie bardzo duży obszar.
Te poliprocesory to zaledwie jeden z wielu świetnych pomysłów Podrzuckiego. Ta książka to istny skarb różnych koncepcji dla transhumanistów o tym czym ludzkość może być. Mnie najbardziej podobał się pomysł sarkofagu, w który można transferować całą osobowość (taki mały chip, na który możesz wgrać siebie) żywcem przypomina mi pomysł z „Modyfikowanego węgla” Morgana. Podrzucki świetnie żongluje pomysłami związanymi z techniką i wynalazkami, a samo Drzewo powoli odsłania swoje tajemnice.
Na początku książki co prawda czułem irytację, ale to dlatego, że zostałem wrzucony w sam środek wydarzeń, bez jakiegokolwiek wyjaśnienia, a ja tak nie lubię. Na szczęście im dalej w Drzewo tym lepiej.
Ogólnie cały cykl Yggdrasill (trzy książki) – tytuł cyklu zaczerpnięty z mitologii nordyckiej – jest bardzo dobry. I na blogu o pozostałych dwóch książkach oczywiście też napiszę.
Polecam gorąco tę książkę. To kawał dobrej polskiej science and fiction. Jest akcja, jest rozmach, jest Drużyna, jest Misja, jest świat przedstawiony tak barwny i różnorodny, że po prostu miodzio! Warto!
Pingback: Wawrzyniec Podrzucki „Kosmiczne ziarna” – Blog Charliego Bibliotekarza