Elo, elo! Jak tam w tym ponurym kraju żyjecie? Czy staracie się zachować resztki rozumu i godności człowieka? Czy na tej skalistej planetce czujecie się osamotnieni? Zdajcie sobie sprawę, że kręcimy się z naszym Układem Słonecznym na zadupiu Drogi Mlecznej także nie ma szans na bycie w centrum. Ale czasem zdarzają się promyki słoneczka. A tym promykiem może być wszystko w zależności od tego jakim konstruktem psychicznym jesteście.
I takim promykiem słoneczka w moim przypadku okazał się ślepy traf. Otóż na bazarze pod Halą Targową w Krakowie można kupić (oprócz tradycyjnego „szwarc, mydło i powidło”) też książki. I nawet sobie nie wyobrażacie jaką ogromną radość mi sprawił widok WSZYSTKICH sześciu tomów cyklu „Kobry” autorstwa Zahna. Cyklu, który czytałem jako młodzieniec. I który szalenie wbił się (przynajmniej fragmentarycznie) w mą pamięć.

I ta radość, która mnie zalała, a którą chciałem, usiłowałem byłem powstrzymywać, aby nie było po mnie widać, że oto jeden ze świętych Gralów młodości jest w zasięgu mej ręki i portfela. O! Ileż wysiłku kosztowało mnie zadanie pytania obojętnym tonem: „Po ile te książki?” i niedbałym gestem wskazanie sześciu tomów. I nie wiem czego się spodziewałem, ale na pewno nie tego, że za 6 książek zapłacę 40 złotych! I możecie mnie tutaj zlinczować, że jak można zapłacić tyle pieniądzorów za jakieś stare książki i to jeszcze science and fiction nie najwyższych lotów. No cóż. Można, a i tak uważam, że jak za to uczucie zdobywcy i odkrywcy skarbu zapłaciłem mało. Trochę zaczynam rozumieć kolekcjonerów.

Ale wracając do książki. Postanowiłem sobie odświeżyć cały cykl. Czy to był dobry pomysł? Uważam, że tak. Otóż na pewno inaczej patrzę na te książki po jakichś dwudziestu latach od pierwszego i JEDYNEGO odczytania, ale i tak strasznie dużo pamiętałem z pierwszego tomu.

Po pierwsze – Wszechświat w przyszłości i ludzkie imperium są strasznie amerykańskie. Główny bohater Jonny Moreau młodzieniec mieszkający wraz z rodziną na planecie Horizon, które jest niemalże idealnym odzwierciadleniem małego amerykańskiego miasteczka tylko w skali planetarnej – brakuje tylko fragmentu z balem maturalnym. I ten nasz główny bohater postanawia zostać żołnierzem, aby wspomóc ludzkie Dominium w walce z Imperium Troftów. Jest chłopakiem bystrym, inteligentnym i uczęszcza na studia, a mimo to idzie do woja na piechociarza. Tam przechodzi wiele testów i zostaje wybrany do super elitarnej, eksperymentalnej jednostki, której członkowie będą nazywani Kobrami.

Tam okazuje się, że każdy (jakoś kobiet tam nie ma) z Kobr otrzyma nanokomputer, kości zostaną wzmocnione i będą niełamliwe, mięśnie doposażone zostaną w serwomotory, a z palców będą strzelać lasery. Plus jeszcze z pięty będzie strzelał laser przeciwpancerny (!) i każdy/a Kobra będzie mogła wygenerować silny ładunek elektryczny, który usmaży urządzenia elektroniczne i ogłuszy żywe stworzenia.

A więc jak widzimy w powieści Zahna mamy klasyczny przykład nie tylko udoskonalonego biologicznie, ale również cybernetycznie żołnierza. Kobry przechodziły wiele bolesnych operacji, ich nanokomputer w odpowiednim momencie mógł przejąć kontrolę nad mięśniami i walczyć. Żadnych modyfikacji genetycznych nie przechodzili.

Z perspektywy zdrowego rozsądku komandos strzelający z pięty laserem (ta mu się czasami przegrzewa) brzmi śmiesznie, ale naprawdę w kontekście książki i akcji nawet pasowało. Mamy więc tutaj okres szkolenia Jonny’ego, okres walki w partyzantce na podbitej przez Troftów planecie (którzy przypominają humanoidalne indyki), a także okres zakończenia wojny i powrotu do „normalności” czyli taki John Rambo tylko z laserami w palcach i super czułym komputerem w… . Nic więc dziwnego, że powrót do cywila nie wyjdzie. Na szczęście Jonny choć szczery i prosty chłopak to jest też mega bystry co pozwala mu na znalezienie wyjścia z tej trudnej dla Kobr sytuacji. Większość weteranów z oddziału Kobr nie jest w stanie funkcjonować w normalnym społeczeństwie.

Jak się czytało? Bardzo dobrze się czytało, choć książka mocno naiwna jest. Przemyślenia Jonny’ego są proste, uniwersalne i nie zahaczające o jakąś szczególną głębię. Ogólnie wcale takiego dużego rozczarowania nie było, ale też nie piałem z zachwytu. Ot powrót do lat młodzieńczych.
P. S. ***** ***
Zorro
charliethelibrarian
Pingback: Timothy Zahn „Wojna Kobry” – Blog Charliego Bibliotekarza