Takie życie moi drodzy, taki życia styl. Książka polska, kubek Polski, karteczki do zaznaczania z Wielkiej Wsi, kawa z Etiopii (jeszcze mi jej trochę zostało), podkładka z Niemiec, klawiaturka z Chin

Hop, hop! Jest tu kto? W momencie, gdy piszę te słowa w Krakowie cieplutko się zrobiło. I delikatnie wieje, także smog olbrzymi, który od kilku dni swoim cuchnącym oddechem miasto owionął i zagarnął pod swe cuchnące siarką skrzydła podkulił na razie ogon i uciekł. A wszyscy trzymamy kciuki za wiosnę.

Źródło: pinterest.com

Dzisiaj będzie o książce, której docelową grupę odbiorców stanowi młodzież, nastolatki, czy też starsze dzieci. Jak zwał tak zwał, ale w każdym razie ja do tej grupy docelowej się nie zaliczam. Dlaczego ją przeczytałem? Możecie się mnie spytać. Wszak nastoletniego potomstwa nie posiadam (w innym wieku również nie), a jak napisałem wcześniej dawno już opuściłem tę grupę (chlip, chlip). Przeczytałem ją, bo bardzo polecała mi ją Roksana (córka koleżanki z pracy), która jak na swoje dziesięć lat ma już wyrobiony gust czytelniczy. Stwierdziłem więc, że zaryzykuję. Jeśli czytacie regularnie poletko Charliego to mogliście zauważyć, że ostatnio pojawia się coraz więcej książek
z polecenia w moich przeczytanych książkach. Czyżbym zaczął słuchać ludzi? Kto wie, kto wie…

Zagrajmy w grę. Źródło: www.pinterest.com

Czy Roksana mi dobrze poleciła? Czy bardzo irytowałem się na infantylny styl powieści, bo wszak dla młodzieży ona jest? Czy może dałem się wciągnąć w przygody dwunastolatki, która w sieci ma nick Omega i całkiem nieźle sobie radzie w cyber świecie (trochę gorzej już w świecie realnym, ale też wcale nie tak źle)?

Dałem się wciągnąć moi drodzy. Przygody Omegi, która w dniu dwunastych urodzin staje przed nie lada wyzwaniem (wygraniem gry, w której stawką jest jej życie – dosłownie i w przenośni) to historia o emocjach, dorastaniu, świecie dorosłych i świecie dzieci/młodzieży i grach.

Konstrukcja powieści jest prosta tak jak często proste są scenariusze wielu gier – trzeba wykonywać zadania i pokonywać wrogów, by awansować do kolejnego poziomu.

O tak to dobry pomysł. Źródło: www.pinterest.com

Autor funduje Omedze i jej drużynie (albowiem święte przykazanie mówi, że przed wyruszeniem na wyprawę trzeba zebrać drużynę, a drużynę Omega ma naprawdę bardzo hmm… ekscentryczną i groteskową to mało powiedziane) niezłą karuzelę wrażeń i całą gamę przeróżnych popkulturowych i oczywiście growych nawiązań. Mamy zombiaki, mamy szpital psychiatryczny, w którym dosłownie piorą mózgi, mamy wilkołaki. Pojawiają się obcy wysysający śmiech i radość z ludzi (dziwnym trafem przypominają funkcjonariuszy pewnego bardzo popularnego związku wyznaniowego nad Wisłą). Jest też świat pełen prawa i porządku nawet jeśli to prawo jest bez sensu i służy tylko opresji obywateli.

Ogółem cała masa interesujących, zabawnych i szalonych poziomów w grze, a biedna Omega musi im stawić czoła i wygrać siebie.

Games of turtles. Źródło: https://pl.pinterest.com/pin/374924737706230957/

Oprócz wartkiej akcji książka posiada także całkiem sporo ukrytych motywów, które pozwalają na trochę głębszą analizę wielu problemów. Jest o dorastaniu, o poczuciu własnej tożsamości, o współczesnych rodzinach (rodzice Omegi się rozwiedli), o miłości do bliskiej osoby. Uważam, że dość wiernie autor pokazał współczesną szkołę, która w wielu elementach nie zmieniła się od mojej w niej bytności, a świat jednak poszedł naprzód. Grupki szkolnych znajomości, przyjaźnie i animozje to wszystko istniało, istnieje i będzie istnieć jak świat światem, a strategię przetrwania jaką przyjęła Omega przyjmuje wielu jej rówieśników. Także Szczygielski oprócz dobrej zabawy zafundował też kilka momentów do zastanowienia się i przemyślenia. Mam nadzieję, że młodzi czytelnicy te momenty wychwycą.

Omega to pierwsza książka Marcina Sczygielskiego, którą przeczytałem. Wiem, że pisze też dla dorosłych, ale zaryzykuję stwierdzeniem, że bardziej znany jest z książek dla dzieci i młodzieży. Podobała mi się przygoda z Omegą, nie odbierałem wrażenia, że autor na siłę stara się przypodobać młodym ludziom i sili się na sztuczny luz. Zresztą wydaje mi się, że wciąż dobrze pamiętam jak to było w szkole, a że na co dzień pracuję z dzieciakami, więc ten kontakt mam w jakiś sposób zachowany. Polecam gorąco.

Comments (3)

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.