Lajstyle. Polska książka, niemiecki aparat, ukraińska podkładka, herbata z Polski, kubek z Krakowa.

Dzień dobry! Jak się miewacie? Czy w żarze rozsłonecznionych asfaltowych ulic pomykacie do pracy? Czy może wśród trzcin, chrabąszczy, jezioraków, tataraków odpoczywacie? Dajcie znać co tam u Was :) Bo u mnie kolejna książka. Też przeczytana daaawno temu. 

Takie dwa księżyce do przeglądania w stereoskopie. Źródło: flickr.com

O Grzędowiczu każdy czytelnik polskiej fantastyki na pewno słyszał, albo jeszcze lepiej – na pewno czytał. Ja sam przecież „Pana Lodowego Ogrodu” łyknąłem jak młody pelikan – możecie przeczytać Tu i Tu i Tu i jeszcze Tu. Inne jego książki i opowiadania Tu . Ale dzisiaj koncentrujemy się na książce, która wzbudziła wiele emocji w środowisku i wydaje mi się, że całkiem słusznie te emocje wzbudzała. Jeśli chodzi o słuszność to mam na myśli szeroki wachlarz interpretacyjny od peanów na cześć po totalne odrzucenie i krzyk rozpaczy.

Mars the Mysterious. Źródło: NASA z flickr.com

A jak to jest ze mną? Cóż chciałbym myśleć, że jestem po środku. Doskonale wyważony w swojej opinii, którą wyrabiałem sobie poprzez uważne śledzenie prasy, telewizji, radia, a także audycji kulturalnych ze stacji nadawczych z okolic Pasu Oriona, ale niestety tak nie jest. 

Mam mieszane uczucia po prostu. Bo z jednej strony podobała mi się wizja (w kontekście jej wykreowania, a nie treści, które niosła) całkiem niedalekiej przyszłości, w której świat Zachodni jest już li tylko karykaturą samego siebie, a zła Unia Europejska robi z naszego kraju nawet nie zaścianek Europy, ale dół kloaczny. Jest sporo ciekawej technologii, która jest dość prostym rozwinięciem tego co się dzieje teraz, a jest także główny bohater, który ani mnie ziębi ani mnie grzeje (co chyba jest niezbyt dobre jeśli chodzi o książki). Lecz czyta się to dobrze, bo choć Grzędowicz przemyca swoje poglądy (co niektórzy mają mu za złe) to jednak nie można mu odmówić interesującego zmysłu ekstrapolacji zjawisk i procesów. Szkoda, że wybiera te tylko negatywne.

A tutaj porównanie Księżyca i Trytona. Źródło: NASA z flickr.com

Największym problemem, który nie tylko ja dostrzegłem podczas lektury książki,( którą Grzędowicz pisał podobnież przez pięć lat) jest jej niespójność. Książka składa się tak jakby z pozszywanych trzech oddzielnych narracji, które na dobrą sprawę mogłyby stać się trzema tomami zaj****tych przygód iwenciarza Norberta.

Pierwsza to wprowadzenie do jego żywota, do jego współczesności, pracy, kraju w którym mieszka (oczywiście Polska Anno Domini 2058). MegaNet, policyjne drony, żarcie z wodorostów, aplikacje kontrolujące Twoją dietę, ZAKAZY, ZAKAZY, ZAKAZY i NAKAZY, NAKAZY, NAKAZY. A jednocześnie nielegalne osiedla, gdzie można kupić kiełbasę, owoce, bimber – ten wątek akurat był totalnie od czapy i strasznie taki pokraczny.
I jeszcze polityczna wierchuszka, która urządza sobie przyjęcia i robi tam obrzydliwe i nielegalne rzeczy. W sumie nic nowego pod słońcem.

Tu to samo. Tylko, że z Europą. Źródło: NASA z flickr.com

Druga jak gdyby część to tajemniczy milioner, który chce Polsce przywrócić potęgę i chwałę i wybiera się na Księżyc, aby tam wydobywać Hel3, który jest odpowiedzią na kryzys energetyczny Ziemi. I jeśli Polacy będą pierwsi to zdobędziemy przewagę nad resztą świata. W tym miejscu jest opis przygotowań do lotu i pobytu na Księżycu.

Trzeci to sam pobyt na Srebrnym Globie – dodam, że jest to najkrótsza część książki i chociaż dzieje się tutaj dużo i szybko to miałem wrażenie, że została dodana na doczepkę, coby jakoś książkę zakończyć. I choć wielu pisało, że koniec książki to totalne zaskoczenie, wielka niespodzianka to mnie osobiście trochę zirytowało. Mógłbym wysnuć przypuszczenie, że terminy goniły i trzeba było książkę oddać. Takie miałem odczucia.

Na koniec – nie uważam tej książki za złą czy jakąś porażkę. To jest jednak Grzędowicz i czyta się go bardzo dobrze, ale pewnie można było lepiej – spytacie się jak? A cóż ja mogę Wam powiedzieć? Jestem tylko skromnym bibliotekarzem, który stara się nadrobić swoje zaległości czytelnicze. Wiem tylko tyle, że inaczej czytałbym książkę spójną, ale rozłożoną na tomy niż taką, w której dostaję brak konsekwencji. Z (jeszcze) wakacyjnym pozdrowieniem!

Comments (3)

  1. Pingback: Edukator Medialny » „Hel 3”. (Kosmiczne) kompetencje przyszłości

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.