Cześć! Witam Was wszystkich w kolejnej odsłonie przygód czytelniczych Charliego (czyli mnie). Dzisiaj będzie krótko, miło i przyjemnie, bo jakże może być inaczej gdy na warsztat został wzięty Hobbit… powieść Tolkiena, która od kilkudziesięciu lat należy już do kanonu literatury fantastycznej, Ba! Ta książka stanowi podwaliny literatury fantasy.
Przyznam się Wam szczerze, że Hobbita… przeczytałem pierwszy raz! Nie wiem jakim cudem się ta książka przede mną uchowała, ale na szczęście zostałem poniekąd zmuszony do przeczytania (obowiązki zawodowe).
Cóż można rzec o Hobbicie poza tym, że gdybym przeczytał tę książkę w młodzieńczych latach na pewno bym był nią całkowicie zauroczony i zachwycony i utonąłbym w niej po uszy. Przygody Bilbo Bagginsa są niezwykle interesujące, sama postać hobbita budzi sympatię oraz nutkę rozczulenia. Jego serce jest szczere i pełne dobrodusznej naiwności. To swojski i równy chłop, który ma wiele cierpliwości do świata, a pragnie jedynie spokoju. Za to świat tego spokoju mu nie daje.
Natomiast towarzysze, których zesłał mu los i „przyjaciele” krasnoludy to naprawdę banda chamów, którzy łakną tylko złota. Choć wielokrotnie ratowani przez naszego dzielnego bohatera często się z niego naśmiewają. Zresztą Gandalf wcale nie jest lepszy – cwaniaczek, który wie wszystko i może wszystko, a i tak zmusza biednego Bilbo do wysiłku ponad jego siły. I oczywiście rozumiem, że Biblio musiał zmężnieć i „dorosnąć” do sytuacji, lecz można to zrobić w trochę inny sposób niż mocno arogancki i uderzający w godność osobistą (żartuję sobie trochę, ale tylko trochę).
Hobbit… to książka ponadczasowa i ogromnie żałuję, że nie poznałem jej w dzieciństwie albo we wczesnych latach nastoletnich – na pewno stałbym się zagorzałym fanem. Ta opowieść o przygodach dobrego hobbita, który musi opuścić swoje przytulne gniazdko i wyruszyć na wędrówkę, której wcale nie chciał ma w sobie czar i urok. Bilbo podczas tej podróży musi się wykazać sprytem, odwagą, charyzmą, wytrwałością, mądrością i wszelkimi pozytywnymi i dobrymi cechami charakteru, których brakuje wśród jego tak zwanych przyjaciół. To także historia o chciwości i żądzy posiadania, ale także o tym, że radość z tych najprostszych rzeczy jest czymś o czym nie powinniśmy zapominać.
Ciepło i blask domowego kominka w zimowe wieczory (obecnie zastąpione w większości mieszkań ciepłem z kaloryferów i blaskiem ekranów telewizorów tudzież monitorów – u mnie to akurat ekran laptopa), drobne rytuały, które powtarzamy codziennie – jednocześnie nas cieszą, ale też czasem męczą. Może od czasu do czasu trzeba udać się na przygodę, by z jeszcze większą radością cieszyć się z małych rzeczy?
Polecam gorąco Hobbita… zwłaszcza młodszym czytelnikom – oni na pewno poczują w tej książce magię jeszcze większą niż ja teraz poczułem.
P. S. Aha i całkiem przerażające dla mnie wydawały się ogry, które uprawiały ludożerstwo, hobbitożerstwo i krasnoludożerstwo – były naprawdę obrzydliwe i budziły wstręt.
Marlow
charliethelibrarian
Marlow
charliethelibrarian
Ambrose
charliethelibrarian
Fraa
Agata Adelajda