Zaraz jak tylko skończyłem czytać „Zapiski…” wziąłem na „warsztat” pierwszą książkę Piaseckiego. „Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy” napisany został w więzieniu gdzie przebywał Piasecki. Książka okazała się hitem w latach 30 – tych. Nic dziwnego.
„Kochanek…” to przepiękna, barwna, żywa opowieść o życiu przemytnika na granicy polsko – sowieckiej. Książka pulsuje rytmem życia przemytniczego, gdzie pracuje się w nocy a w dzień odpoczywa. Gdzie przyjacielem jest mrok, ciemność a wrogiem Księżyc to „cygańskie Słońce”. Przemytnik ryzykuje wiele, życie, zdrowie, ale przede wszystkim Wolność. „Kochanek…” to ballada o życiu wolnym, dzikim, surowym, gdzie liczy się chwila. Nieważna jest przyszłość, plany. Ważni są przyjaciele, których teraz masz u swego boku, ważne są dziewczyny, które w tym momencie obdarzają Cię miłością. Pieniądze są a później ich nie ma. Żyje się tylko raz i w każdej chwili na granicy może spotkać Cię Śmierć.
Książka super, taka prawdziwa, szczera i autentyczna. Ciężko uwierzyć, że została napisana ponad 70 lat temu. Czuje się klimat granicy. Szkoda, że bez happy endu ale tak to już w życiu bywa. Polecam ją każdemu.
Zacytuję poniżej wstęp, który zapowiada z jaką historią i jak napisaną będziemy mieć do czynienia.
„Żyliśmy jak królowie. Wódkę piliśmy szklankami. Kochały nas ładne dziewczyny. Chodziliśmy po złotym dnie. Płaciliśmy złotem, srebrem i dolarami. Płaciliśmy za wszystko: za wódkę i za muzykę. Za miłość płaciliśmy miłością, nienawiścią za nienawiść.
Lubiłem swych kolegów, bo nigdy mnie nie zawodzili. Byli to prości, niewykształceni ludzie. Lecz czasem byli tak wspaniali, że stawałem zdumiony. Wówczas dziękowałem Naturze, że jestem człowiekiem.
Lubiłem śliczne poranki wiosenne, kiedy słońce bawiło się jak dziecko, rozrzucając po niebie barwy i błyski.
Lubiłem późne letnie zachody, gdy ziemia dysząca spiekotą, a wiatr miękko pieścił i chłodził pachnące pola.
Lubiłem i barwną, czarowną jesień, gdy złoto i purpura leciały z drzew, i tkały na ścieżkach wzorzyste kobierce, a mgły siwe na gałęziach jodeł się huśtały.
Lubiłem i mroźne zimowe noce, gdy cisz kleiła powietrze, a zadumany Księżyc diamentami zdobił śnieżną biel.
A wśród tych cudów i skarbów, śród barw i błysków żyliśmy jak zabłąkane w bajkę dzieci. Żyli i walczyli nie o gnaty bytu, a o swobodę ruchu i wolność przyjaźni. Szumiały nam w głowach wichry, w oczach grały błyskawice, tańczyły nam chmury, śmiały się gwiazdy. Witały nas i żegnały karabinowe salwy – często na śmierć, która bezradnie tańczyła w krąg, nie wiedząc kogo wyrwać pierwszego.
Często w piersiach mi tchu brakowało z rozkoszy życia. Czasem dlaczegoś głupie oczy się załzawiły.. Czasem ktoś brutalnie zaklął, a dziecinnie się uśmiechnął i twardo podał wierną dłoń.
I mało było słów. Ale słowa były słowami i łatwo je zrozumieć mogłem i zawsze wiedziałem, że to nie słowa honoru, ani przysięgi, więc były pewne…
Tak pędziły w barwnym wirze głupie dnie i wariackie noce, którymi Ktoś za coś nas obdarzył.
A nad wszystkim: nad nami, Ziemią i chmurami, po północnej stronie nieba pędził dziwny Wielki Wóz, królowała wspaniała, jedyna zaczarowana Wielka Niedźwiedzica.
O Niej, o nas – przemytnikach i o granicy opowiem w tej powieści, która powstała z bólu i tęsknoty za pięknem Prawdy, Natury i Człowieka.”
Piękne.
A niżej fragment z książki, który mię rozbawił:
„Nad placem można by zawiesić olbrzymią chorągiew Bachusa. Pili wszyscy. Pili wszędzie. Pili stojąc, leżąc, siedząc. Pili na wozach, między wozami i pod wozami. Pili mężczyźni i kobiety. Matki poiły małe dzieci, żeby i one się zabawiły na kiermaszu: poiły i niemowlęta : aby nie płakały. Widziałem, nawet, jak pijany chłop zadarł koniowi pysk w górę i wlewał mu do gardła wódkę z butelki”
Paweł
charliethelibrarian