Dzień dobry wieczór! Jak się macie moi drodzy? czy ogarniacie system? Czy może to SYSTEM ogarnia Was? Nie chcielibyście gdzieś czasem się zaszyć? Uciec? Mieć własną wyspę? A może planetę? Jak daleko jesteście w stanie się posunąć, aby tę planetę zdobyć? Pytam się ja Was?
Bo bohaterowie książki Pana Roberta całe życie są okropnymi najemnikami w niekończących się konfliktach międzyplanetarnych. I teraz trafia im się okazja do tego, aby wreszcie zarobić mnóstwo pieniążków i w dodatku w ich ręce może wpaść wyspa na planecie, która została nazwana Rajem, bo rajem jest.
Mocno rozrywkowa literatura fiction w przyszłości (science tam nie ma za dużo). Z prostymi i wyrazistymi postaciami, bardzo schematycznymi. Nie powiem – jeszcze gdybym to przeczytał w roku, w którym to się ukazało to może byłbym bardziej zachwycony. A tak to wydaje mi się, że to trochę proste, a w ogóle jakoś tak bez polotu.
Po raz kolejny przekonuję się też, że żarty z polityki i bezpośrednie odnośniki do wydarzeń politycznych w powieściach mających być science and fiction nie sprawdzają się na dłuższą metę. Takie żarty szybko się starzeją i od razu trącą takim mysim Obcym.
Wizja Rzeczypospolitej jako galaktycznego imperium – wydaje mi się, że zauważyłem mocne puszczenie oczka do czytelnika. Ogólnie poczucie humoru bardzo się różnicowało. Od naprawdę mało wysmakowanych żartów o cykach, dupach i tak dalej, po mocny, czarny, wisielczy humor.
Podsumowując – bardzo rozrywkowa literatura, która po dekadzie od ukazania się sprawia wrażenie z innej epoki. Naprawdę miałem takie wrażenie. Inne książki pana Roberta czytałem i sądzę, że nie jest to szczyt jego możliwości. Dla fanów kosmicznej rozpierduchy z przesłaniem, że i tak wszyscy umrzemy, a zemsta smakuje najlepiej gdy jest krwawa i mocna: polecam jak najbardziej. Co ciekawe jest to tak zwany tom 0,5 (pół litra – hehe też mój żart na poziomie) z cyklu Pola zapomnianych bitew, a z tego cyklu już coś tam znam:)