Powoli świat spowija się jesiennym nastrojem, coraz bliżej do Święta Zmarłych, Dziadów czy też tego zachodniego, zgniłego Halloween (żarcik nic nie mam do Halloween). A ja Was witam i goszczę i opowiem ciut o książce bardzo specyficznej, na którą polowałem lata i w sumie udało mi się ją przeczytać choć nie była to prosta lektura.
Wydaje mi się, że wielokrotnie wspominałem na blogu, że w swej pracy w bibliotece udało mi się wspólnie z koleżankami i kolegami przeprowadzić sporo gier miejskich, gier bibliotecznych i tym podobnych. Jedne bardziej udane, inne cudowne, a jeszcze inne cudowne trochę mniej.
I książka pana Krzysztofa to właśnie historia powstawania pewnego niesamowitego projektu, który rozegrał się (dosłownie i w przenośni) kilkanaście lat temu w Warszawie. Jedyny moment kiedy żałowałem, że nie wybrałem Warszawy jako miejsca do studiowania to właśnie podczas czytania tej książki.
W skrócie: w erze przed mediami społecznościowymi, przed smarfonami, w erze irc, w erze Gadu Gadu i forów internetowych autor książki postanowił zagrać miastem. I z miastem. Na stronie projektu urban playground przez dwa i pół roku zapraszał do zagrania w kilka gier, które stworzył, a które wtedy były czymś nieznanym i bardzo nowatorskim.
Książka to opis tych zmagań, opis każdej gry, zapisy komentarzy na forach, materiałów użytych w grze i dodatkowo to też historia Aurelii, która spotyka się ze Złym i stawia mu czoła. Rozbudowany projekt paraliteracki.
Pan Krzysztof miał świetne pomysły jeśli chodzi o zadania w grze, bardzo dobrze czuł Warszawę i jej zakamarki, zakątki. Dzięki jego ciężkiej pracy i kreatywności kilkaset osób mogło kilkukrotnie poznać Warszawę jak wielką planszę do gry. I za to należą mu się ogromne brawa i szacunek.
Co zaś do samej formy fizycznej książki – jest dziwnie wydana. Materiały związane z zadaniami w grze są słabo zeskanowane, tak samo jak mało czytelny jest sposób przedstawienia komentarzy ludzi, którzy udzielali się w grze i później dyskutowali o niej na forum internetowym. Ciężko się to czytało i po prostu było bardzo niewygodne.
Książka jest przeznaczona raczej dla zapaleńców i dla tych interesujących się taką formą rozrywki czy też zastosowaniem gier miejskich w edukacji i w pracy. A ja do takich należę. Nic dziwnego, że bardzo cieszę się, że udało mi się ją przeczytać.
Agnes Agnieszka