Dzień dobry! Wiem, że zapuściłem bloga, ale dużo się dzieje, dużo jeżdżę po Polszcze i pracuję ciężko. Śmiem twierdzić, że powoli uczę się logistyki związanej z podróżami i staję się ekspertem do spraw PKP, ale wracając do bloga, kiedy tylko znajdę chwilkę od razu zasiadam do pisania (he he). Dzisiaj o drugim tomie książki, która szalenie mi się podobała. A o której przeczytacie w tym wpisie.
Drugi tom sagi rodzinnej, ale nie do końca, bo mamy przesunięcie w czasie i to dość spore. Lecz przesunięcie nie jest geograficzne – wciąż główną rolę w powieści odgrywa Wilno, litewska prowincja: mieszczańskie kamienice i szlacheckie dworki.
Nie będę się ponownie rozpisywał nad językiem powieści (na szczęście mimo zmiany wydawnictwa książkę przetłumaczyła pani Izabela Korybut – Daszkiewicz) sugestywnym, barwnym, mocnym w sensie odciskania piętna na czytelniku. Bo to już pisałem wcześniej. Tym razem jest okrutniej, mroczniej i straszniej.
Opis Wilna, które zostało zaatakowane przez dżumę, ataku zarazy, dni i miesięcy podczas, których miasto ulegało pladze to po prostu majstersztyk. Przerażające i mrożące krew w żyłach sceny totalnego upadku człowieczeństwa. Kanibalizm, trupy na ulicach, masowa histeria, nabożeństwa w kościołach, które tylko przyczyniały się do rozprzestrzenienia zarazy. Obraz upodlenia Wilna i apokalipsy. Po prostu cudne w swej krwawej wyrazistości.
Dwie kobiety – Urszula znana nam z pierwszej części i jej synowa Anna Katarzyna są głównymi obok Jana Izydora Narwojsza bohaterkami książki. Obydwie zmagają się z przeciwnościami losu (wiem jak to brzmi, ale tutaj to zdanie pasuje idealnie). Urszula w ogarniętym dżumą Wilnie, Anna Katarzyna w rodzinnym dworku Narwojszów – Milkontach, do których schronił się oddział Szwedów, którzy zdezerterowali.
Jak w poprzednim tomie przez książkę przewija się korowód postaci związanych z Narwojszami, a które są niemalże tak samo barwnie oddane jak główne bohaterki. Żydowski medyk Aaron Gordon, Szwed Ture Tibelin Magnusson i Rosjanin Aksenty Formin. Odegrali oni dużą rolę w życiu Narwojszów. I zasługują na wzmiankę.
Będę kończył, ale wrócę jeszcze do Wilna i totalnej degeneracji miasta – z tej części wydaje mi się przebrzmiewa mocny pesymizm, który idealnie wpasowuje się w moje przemyślenia dotyczące gatunku ludzkiego – jesteśmy podli i gdy przyjdzie czas sprawdzania siły charakteru najczęściej wyłażą z nas potwory, które pragną przeżyć za wszelką cenę. A niewiele jednostek jest w stanie zdobyć się na szlachetność i uczciwość.
I jeszcze jedno – znalazł się w książce fragment wiersza Jana Andrzeja Morsztyna napisany najprawdopodobniej około 1670 roku. I tyczy się on kawy, którą namiętnie pijała Urszula.
W Malcie-śmy, pomnę, kosztowali kafy,
Trunku dla baszów, Murata, Mustafy
I co jest Turków, ale tak szkaradny
Napój, jak brzydka trucizna i jady,
Co żadnej śliny nie puszcza na zęby,
Niech chrześcijańskiej nie plugawi gęby…
I tym pozytywnym akcentem kończę! Polecam gorąco książkę jest PRZE-CU-DO-WNA!
Pingback: Kristina Sabaliauskaite „Silva Rerum III” – Blog Charliego Bibliotekarza