Witajcie w krainie, gdzie nic nie zginie, a bibliotekarz Charlie skrupulatnie (żarcik taki) notuje wszystkie Wasze występki i dokonania. Żarcik, żarcik, bo ani do skrupulatnych nie należę, a w tej blogowej krainie notuję tylko to co mi przyjdzie do głowy w związku z książkami przeczytanymi przeze mnie. I dzisiaj będzie o książce, którą miałem na celowniku od dawna, lecz dopiero teraz poruszyłem swe siły by ją przeczytać.
„Gniazdo światów” to powieść, która zaczyna się bardzo, ale to bardzo powoli. I na początku trochę niezrozumiale. I nic się nie dzieje tam szalonego, błyskawicznego i porywającego. Wręcz przeciwnie jest atmosfera rozkładu i powolnego gnicia. Atmosfera schyłku wszystkiego, wiecznego wybrakowania i degeneracji. Nie wiem czy to tylko moje odczucia dotyczące tej książki. Później jest inaczej, ciekawiej i intensywniej.
Na początku nie mogłem się połapać o co chodzi, ten relatywistyczny czas podróży: inny samolotem, a inny na ziemi, te imiona, których się nie zdradza. Różne światy i różny status społeczny podróżujących obywateli. Biali w jednym to kasta rządząca, a z kolei w innym to niemalże podludzie. I małżeństwo głównego bohatera w świecie do którego się przeniósł (on ciemnowłosy, jego żona blondynka) to prawdziwy mezalians. I wszystko w świecie, który przypomina Polskę lat osiemdziesiątych. Gdzie tu jest ta fantastyka, gdzie to science and fiction myślałem czytając? Co tu się wyprawia? I dlaczego mam wrażenie, że jestem w PRL?
Oczywiście jak to zwykle bywa – im dalej w kartki, tym więcej literek, słów, zdań, które robią robotę. W pewnym momencie akcja przyspiesza, a główny bohater niczym puszka Pandory sieje śmierć, zagładę i zniszczenie. I wtedy robi się bardzo ciekawie. Powiem Wam szczerze, że przez początek musiałem brnąć, lecz później było coraz fajniej, a światy wykreowane przez Huberatha w tej książce moim skromnym zdaniem zasługują na własne powieści…
Nie będę Wam zdradzał całej tajemnicy, której można się domyśleć już dość wcześnie, nie chcę Wam psuć ewentualnej zabawy. Powiem tylko tym, którzy czytali, że ja niestety okazałem się bez serca i książkę skończyłem. A co mi tam!
„Gniazdo światów” to dobra książka, wciągająca, z intrygującą wizją rzeczywistości wielorakich, ale szczerze nie rozumiem, aż takich ogromnych słów zachwytu. Być może te dwadzieścia jeden lat temu była jakimś objawieniem, czymś nowatorskim, nicującym na drugą stronę sposób patrzenia na świat, ale dziś (może poprzez mało wciągający styl, który przypominał mi mocno powieści z lat osiemdziesiątych) to tylko, albo aż dobra książka, którą czyta się na początku trochę zgrzytliwie, ale później coraz lepiej. Chociaż mi osobiście brakowało szerszego opisu owych światów. Wiecie tego tła. Ja takie rzeczy uwielbia. Tak czy siak książkę polecam, polecam, ale się, aż tak nie zachwycam.
P. S. Zdecydowanie cieszą mnie nawiązania do książek, bibliotek, Katalogu, które nabierają ogromnego znaczenia pod koniec powieści. I jeśli ktoś przeczyta książkę na pewno najdzie go refleksja, a co jeśli to prawda?
P. S. Książka otrzymała Nagrodę Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla w 1999 roku, a więc to kolejna już przeczytana w moim osobistym wyzwaniu.
Zbyszek Kwiatkowski
charliethelibrarian
Zorro
charliethelibrarian
Agnes
Agnes
charliethelibrarian