
Och moi Drodzy czytelnicy! Jak Wam się żyje po wyborach, po pięknym słonecznym październiku, po wielkich wydarzeniach ze świata i kraju? Czy jak Kandyd ogarniacie tylko swój ogródek, czy raczej myślicie szerzej, pragniecie dobra dla wszystkich i staracie się spełniać pożyteczną rolę w społeczeństwie? Jak robicie zależy tylko od Was i tak na dobrą sprawę nic mi do tego. Ale jest mi do tego to, że opowiem Wam o książeczce, którą przeczytałem SIEDEM miesięcy temu i dopiero teraz o niej Wam napiszę.

Braci Strugackich nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, a jeśli trzeba to ja się tym nie będę tutaj zajmował. Czytywałem ich swego czasu bardo dużo i wydaje mi się, że Miliard… też kiedyś przeczytałem, ale co przeczytałem to zapomniałem i na świeżo praktycznie czytałem.

Co najpierw mnie uderzyło w tej książce napisanej w latach siedemdziesiątych w Rosji Radzieckiej/Sowieckiej jak zwał tak zwał? Otóż ta rosyjska codzienność, ta siermiężność komunistycznego raju. Naprawdę dziwnie się czyta powieść fantastycznonaukową z czasów słusznie minionych i z odległego kraju. Jest to doświadczenie zarówno bliskie jak i bardzo odległe. Detale mieszkania w bloku, meble, jedzenie i picie jakoś tak bardzo się na tym aspekcie skoncentrowałem.

Opowieść toczy się podczas upalnego lata, w dużym rosyjskim mieście, w środowisku naukowców. dokładniej jednego naukowca, który korzystając z wyjazdu żony z dzieckiem pracuje nad przełomową teorią, która może odmienić losy ludzkości.

Niestety naukowiec co chwila jest odrywany od pracy przez bardzo dziwne zbiegi okoliczności: wizyty tajemniczej pięknej koleżanki żony ze szkoły, milicji, która rozwiązuje zagadkę tajemniczego zgonu sąsiada. A wszystko to w ciężkim upale, gdzie nie da się myśleć. Naukowiec jest o krok, o malutki dobry kroczek, jednak wciąż mu ktoś przeszkadza. Komu może zależeć, na tym żeby ludzkość nie osiągnęła kolejnego stopnia rozwoju cywilizacyjnego? Obcym? Tajemniczej sekcie, organizacji? Wrogom ludu?

Opowieść toczy się bardzo niespiesznie, jest pełna różnych rozmyślań nad bardzo naukowymi zagadnieniami, ma klimat duszny, ciężki i tajemniczy. Na pewno nie jest wciągającą po uszy historią. Ja ją
sobie dawkowałem. Bardzo rozsądnie, po to aby nie ulec tej wszechogarniającej bezwładności związanej z upałem w mieście.

Klasyk zwłaszcza jeśli chodzi o kwestie obyczajowe i nazwijmy to związane z codziennością sowieckiego naukowca. Dziwne to może jest, ale najbardziej mi zapadło w pamięć. Te kawy ze szklanek, wódka w literatkach, wszędzie fajki, linoleum i tak dalej i tak dalej. Polecam, może nie gorąco, bo to nie wciąga jak bagno, ale to dobra, wymagająca lektura.
