
Czegóż Wam moje duszyczki brakuje w życiu Waszym? Mam nadzieję, że niczego, a na pewno w tych ciemnych czasach nie brakuje Wam zdrowia, bo choć Kraków już od kilku ładnych dni skuty mrozem, a swoim powietrzem zatruwa mieszkańców to ci dzielnie walczą z wirusem, o którym mówić nie powinno, bo jeszcze przyjdzie. Podobno smog ma właściwości rakotwórcze, ale też wirusobójcze więc wdychajmy i zagryzajmy to krakowskie powietrze.

A w świecie Kobr co się wydarza? Ano dzielnie rozwija się ta gałąź ludzkiego Dominium chociaż już coraz bardziej oddala się od głównego pnia. Kolonizacja planet (przynajmniej większości kwitnie). Zagrożeń jest jednak mnóstwo, a Quasamańczycy są dalej inwigilowani. Ten tom to po prostu kontynuacja misji z trzeciego tomu.

Dalsza część misji, rozwiązanie ostateczne kwestii Quasamy (przynajmniej taką mają nadzieję Kobry) i ogólnie zakończenie tkwiło w pamięci. Cały ten sentymentalny ładunek pozwala mi ocenić książkę jako dobrą rozrywkową literaturę science and fiction.

I w ogóle odkryłem SPISEG wydawnictwa Amber (ja to jednak czasem jestem idiotą). Otóż zarówno „Kobra” jak i „Kobry Aventiny” to jedna książka o tytule „COBRA”, a „Synowie Kobry” i „Wojna Kobry” to druga książka o tytule „COBRA STRIKE”. Nie wiem jakim cudem tego nie zauważyłem podczas lektury. Przecież „Wojna Kobry” zaczyna się od akcji Kobr na Quasamie. A w sumie „Synowie…” skończyli się dość gwałtownie. Cóż człowiek uczy się całe życie. Można było z tego fajną trylogię wypuścić to jednak chwyt marketingowy zadziałał i większe hajsy spłynęły.
