Dobry dień! Idę za ciosem i opowiem Wam o kolejnej książce Wegnera. Jak na razie ostatniej z meekhańskiego cyklu. Autor w „Niebie ze stali” opisywał przygody wybranych bohaterów, pomijając wątki innych postaci z innych stron świata. Na szczęście nie zapomniał o całej reszcie i w tym tomie została opowiedziana ich (to znaczy reszty) historia.
Miałem możliwość śledzić losy Deany z plemienia Issaram, która to pielgrzymuje sobie do Częstochowy jakiegoś świętego miejsca, a po drodze wplątuje się w grubą aferę, w którą zamieszani są bogowie, półbogowie, potomkowie Boga Ognia i wielcy czarodzieje. Jest też Altsin, którego polubiłem za jego bezczelne poczucie humoru. Chłopak ma poważny problem, bo w jego ciele rozgościło się bóstwo i ów bóg zaczyna gwiazdorzyć. Poza tym jest dziwna dziewczyna podróżująca z Yatechem (bratem Deany), której stany emocjonalne zmieniają się szybciej niż poglądy polityczne Janusza Palikota.
W tym tomie akcja, przynajmniej według mnie, trochę zwolniła, uspokoiło się. Nie ma wielkich wojen, nie ma tysięcy zabitych, ale za to jest spokojniejsze wprowadzenie do realiów świata wykreowanego przez Wegnera, historii i dziejów wielu państw i ludów. Czyli jest to co Charlie lubi najbardziej. Mile łechtały mą zawodową próżność sceny z Biblioteki, którą odwiedzała Deana. Co ciekawe Biblioteka i jej przełożona ma dość wysoką pozycję w hierarchii władzy pewnego księstwa.
Wspomniałem, że może nie dzieje się dużo w sensie dynamiki i napierdzielanki, ale za to dzieje się dużo jeśli chodzi o rozwijanie wątków, wyjaśnianie pewnych tajemnic oraz tworzenie nowych. Okazuje się, że jak to zwykle bywa, za wszystkimi działaniami ludzi stoją Nieśmiertelni, bogowie, demony, bóstwa czy jak ich tam zwał, którzy pogrywają w sobie tylko wiadome gierki. I ludzie są zaledwie pionkami w ich rozgrywkach trwających czasem całe stulecia, ale jak wspomniałem w poprzednim wpisie, nawet taki pionek może czasem się wkurzyć i pokazać tym bogom, że od niego też coś niecoś zależy.
„Pamięć wszystkich słów…” pokazuje, że Wegner nie powiedział ostatniego słowa, ba on nawet nie zaczął jeśli chodzi o kreowanie swojego uniwersum. Pieczołowitość w odtwarzaniu i opisywaniu świata. Bogactwo i różnorodność (w której znajome nuty pobrzmiewają) krain, państw, miast, ludzi świadczą o tym, że Wegner ma plan i konsekwentnie wprowadza go w życie.
Mała refleksja. Czytałem wszystkie części „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” na czytniku. I nie zdawałem sobie sprawy, że objętościowo są to pokaźne tomiszcza. Zaiste powiadam Wam czytnik trochę wypacza pewne doznania związane z czytaniem grubych książek:)
Trochę można pomarudzić przy czytaniu, że tych bóstw za dużo, że trochę to za bardzo poplątane i w ogóle po co to wszystko, no ale ludzie kochane:) Nie czas na marudzenie. Czas na czytanie! Polecam Wegnera gorąco.
Agnes
charliethelibrarian
Agnes
Onibe
charliethelibrarian