Powiedzcie mi moi drodzy czy istnieje siła, która powstrzymałaby mnie przed przeczytaniem książki o tym jakże wymownym tytule? Chyba raczej nie ma takiej siły, a jak to mawia stare przysłowie Charlie nierychliwy, ale w końcu czytliwy to przyszła kolej i na książkę pana Michała, którą to książkę mam od dawna w swoim księgozbiorze, ale jakimś cudem nie było żywcem czasu, aby ją przeczytać. I znów tradycyjnie zacznę od narzekania (przeczytałem ją dawno) i dopiero teraz opisuję. Robię się nudny z tym narzekaniem, ale uwierzcie mi pomaga mi to w motywacji.
Co dostajemy w tej rosyjskiej powieści? Dostajemy pisarza sowieckiego Gromowa, który pisał książki pełne słusznych idei, sławiące pracę i trud nowego, sowieckiego człowieka oraz wojenne przygody dzielnych czerwonoarmistów. Te książki choć opiewają chwalebne czyny jednocześnie są nudne jak flaki z olejem. Dlatego też Gromow choć wydawany nigdy nie zdobył jakiejś szczególnej popularności. Do czasu…
Do czasu, gdy pewni ludzie w sprzyjających okolicznościach przeczytali jego książki i doznali OBJAWIENIA, które nie mogło się równać z niczym innym. Dlatego zaczęli się gromadzić w sekty, które roboczo zostały nazwane Bibliotekami. Każda biblioteka poszukiwała wszystkich książek Gromowa, albowiem wedle legendy (legenda rodziła się na przestrzeni zaledwie kilkunastu lat) zgromadzenie wszystkich ksiąg, a zwłaszcza Księgi Sensu pozwoli zrozumieć sens i bezsens naszej egzystencji.
Gromow w latach, gdy Związek Sowiecki budował nowy jeszcze wspanialszy świat był wydawany masowo. Co z tego, skoro jego książki w tysiącach egzemplarzy zalegały w księgarniach, magazynach, bibliotekach. Ale wydawany był. Ot taka polityka. W Rosji drzew dużo. Z czasem jednak, gdy przyszedł krwiożerczy i bezwzględny kapitalizm książki Gromowa szły na przemiał. I gdy my jako czytelnicy wchodzimy w świat książki okazuje się, że zostało tych ksiąg niewiele. Ogólnie jest tych ksiąg siedem Księga Cierpienia, Księga Pamięci, Księga Siły, Księga Radości, Księga Władzy, Księga Gniewu i Księga Sensu. Każda po przeczytaniu działa na czytelnika zupełnie inaczej.
Wspominałem, że ci, którzy doznali OBJAWIENIA jednoczą się w zgromadzenia zwane Bibliotekami i członkowie tych Bibliotek wspólnie odczytują księgi. A z racji tego, że ksiąg jest coraz mniej Biblioteki między sobą walczą. I nie są to walki na słowa, ale prawdziwe brutalne, krwawe, masakryczne BITWY, w których kości są łamane, kończyny odrywane, zęby wybijane i czaszki miażdżone. Jelizarow bardzo barwnie opisuje owe krwawe boje.
W książce dzieje się dużo i dzieje się krwawo. Jest naprawdę brutalna, ale jednocześnie przy tym ironiczna oraz pełna czarnego humoru. Czytało się ją świetnie, ale też weźcie pod uwagę, że bawiły mnie branżowe porównania (biblioteki, bibliotekarz, rada biblioteczna) i tak dalej. Dla kogoś nie będącego bibliotekarzem te skojarzenia mogą nie wydawać się takie zabawne.
Autor jak już wspomniałem bardzo plastycznie i niezwykle efektownie posługuje się brutalnością. Co jednak na dłuższą metę męczy. W sumie tak od połowy książki zaczęły mnie te łamania kości nużyć. Miałem wrażenie przy czytaniu jakbym oglądał film ze Stevenem „Połamię Ci wszystkie kości” Seagalem. To nie było dobre. Niemniej książka jest wciągająca i czytało mi się ją wyśmienicie.
P. S. Wczoraj był dzień św. Hieronima patrona bibliotekarz. Także wszystko idealnie się zgrywa. Przez zupełny przypadek.
Beata P.
charliethelibrarian
Fraa
charliethelibrarian