I znów ja! I znów bez dobrych wieści. Ukraińcy dzielnie walczą, a Ruscy niestety nie odpuszczają. Zima też na razie nie odpuszcza i się pojawiła.
A dzisiaj o książce dzieciństwa i książce o dzieciństwie. Chyba raczej nikomu nie muszę przedstawiać tej książki i jej bohaterów. Jest tak wdrukowana w kulturę i popkulturę, że bardziej już chyba nie można. Książka jest znana na całym świecie i ja się nie dziwię.
Przeczytałem „Dzieci z Bullerbyn”, bo robiłem w październiku grę dla Bytomskiego Centrum Kultury przy okazji festiwalu „BeCeK czyta”. Co ciekawe gra odbywała się w ostatnim dniu festiwalu, a wypadł on 15 października, czyli w dniu pamiętnych wyborów. Rano wstałem, zagłosowałem i pojechałem robić przygodę i zabawę dla dzieciaków i ich rodziców.
A książka? Cóż mogę rzecz – kiedyś opisująca prawdziwe dzieciństwo nie tylko szwedzkich dzieci z prowincji (gospodarstwo, zwierzątka, praca na polu), a dziś piękna podróż do krainy dzieciństwa. Taka refleksja mnie naszła, że moje dzieciństwo u dziadków i babć na wsi pod Przysuchą w latach 90-tych zadziwiająco przypominało to, które mieli bohaterowie książki z lat 50-tych! Nie raz mi się zakręciła łezka w oku. Powiem Wam to szczerze.
Mam też taką rozkminę, że mimo totalnej zmiany sposobu życia ludzi przez te ostatnie dziesiątki lat, która to zmiana nastąpiła również na wsi: to pewne rzeczy są uniwersalne – radość, wolność, szczerość i beztroska zabawa. Odkrywanie świata, jego złożoności i cudów. To jest domena dzieciństwa i bardzo bym chciał, żeby każdy mógł takich wrażeń doświadczyć. Wcale, a wcale się nie nudziłem przy lekturze tej książki było wręcz przeciwnie. Polecam gorąco!
Cyfranek
Bazyl
Kasia Dudziak
charliethelibrarian
Gosia