Góðan daginn! Moi drodzy góðan daginn! To podobno dzień dobry po islandzku! Bo jeśli do tej pory nie zorientowaliście się, że mamy do czynienia z literaturą z kręgów mroźnej północy to teraz Wam to mówię, a raczej piszę. Dzisiaj będzie o książce, której ja nie wybrałem, została wybrana dla mnie i co z tego wynikło zapraszam niżej.
Wynikła dość ciekawa, ale nie zachwycająca przygoda. Od razu mówię, że w opisach książki na lubimyczytac.pl, blogach czytelniczych i innych serwisach znajdziecie informację klasyfikujące książkę jaki science and fiction, postapokalipsę, dystopię, a nawet political fiction. Czy tak jest w istocie? W sumie wydaje mi się, że ta książka ma wszystkiego po trochu.
Zacznę od tego, że książka teoretycznie składa się z elementów, które powinny stworzyć fascynującą historię; mamy odciętą od świata, poprzez niewytłumaczone zjawisko, wyspę czyli Islandię, której mieszkańcy muszą stawić czoła bezprecedensowemu wyzwaniu – przetrwać bez pomocy z zewnątrz. Bez dostaw jedzenia, produktów, które raczej nie rosną na Islandii – na przykład bez kawy! A Skandynawowie uwielbiają kawę… Bez ropy, bez węgla, bez wielu rzeczy, o których nawet nie myślimy, że są niezbędne w utrzymaniu naszego stylu życia. Autorka opisuje proces tego jak może wyglądać rozpad demokratycznego społeczeństwa w obliczu końca świata.
Będę z Wami szczery – niby książka ma wszystkie elementy, które powinny u mnie wywołać opad szczeny i zachwyt, ale coś nie zagrało. Wydaje mi się, że głównym powodem dlaczego nie padam na kolana przed skądinąd świetnym pomysłem to chyba styl w jakim napisana jest książka. Za cholerę nie mogłem poczuć jakiejkolwiek empatii do bohaterów, do mieszkańców Islandii, którzy stoją przed obliczem strasznej katastrofy. Wydawał mi się sztywny i nie był w stanie dotrzeć do mnie, poruszyć jakąkolwiek strunę w mej duszy.
A przecież autorka metodycznie pokazuje mechanizmy, które pojawiają się w momencie, gdy następuje reglamentacja dóbr. Paramilitarne bojówki, które siłą odbierają jedzenie, paliwo. Rząd, który wprowadza ostre prawo w imię ochrony społeczeństwa, a jednocześnie jego przedstawiciele opływają w „luksusy”, rozpadające się więzi rodzinne i społeczne, problem imigrantów i bezrobotnych (nagle okazuje się, że wiele zawodów jest bezużytecznych). Walka o przetrwanie i upadek norm moralnych. Jest też mocny akcent związany z imigrantami i przerażającym rozwiązaniu ich problemu.
To książka, która może pozbawić złudzeń osoby wierzące, że ludzie z natury są dobrzy i chcą sobie pomagać. Gdy przyjdzie wybierać pomiędzy humanitaryzmem, obcym, który przyjechał do kraju, a przeżyciem to i tak większość ludzi przymknie oko na zło, które zostanie popełnione. W imię przetrwania swojego, rodziny, społeczności. To książka, która pokazuje też, że Islandia jeśli ograniczy populację, zrezygnuje z zachodniego stylu życia ma szansę stać się samowystarczalną wyspą. Tylko niech nie robi tego w sposób, który opisała autorka!
Ogólnie polecam – bo koncept, bo ciekawe spojrzenie, ale też ten chropawy styl mnie irytował. Wiem, że wielu ludkom się podoba i w sumie dobrze, bo to na pewno nie jest zła książka :)
Agnes
charliethelibrarian
DobraFanfikcja
charliethelibrarian