Mówiłem, że jadę z całym cyklem. I tak się złożyło, że skończyłem już drugą część. Tę część także przeczytałem w młodości (zresztą przeczytałem wszystko z cyklu co się po polsku ukazało).
I podobnie jak przy pierwszym tomie – odżyły fragmenty, które gdzieś, jakimś cudem w moich szarych, przetrzebionych alkoholem komórkach nerwowych się przechowały.
Krótki zarys fabuły – w pierwszym tomie Imperator Videssos Mavrikos Gavras walczył z nomadami i koczownikami z plemion Yezd. To najgorszy i śmiertelny wróg imperium, który oddaje cześć złemu bogu Skotosowi. Yezda niszczą, palą, grabią, gwałcą i mordują. Składają krwawe ofiary z ludzi oraz parają się czarną magią. Wojska Mavrikosa przegrały wielką bitwę, on sam poniósł śmierć, a Ortaias Sphrantzes – członek potężnej rodziny biurokratów ogłasza się nowym imperatorem.
Legion Marka uchodzi z bitwy cało. Oczywiście dzięki rzymskiej dyscyplinie i mądrości dowódcy. Nie tylko ratują własne tyłki, ale łączą się z innymi ocalałymi jednostkami. Marek opowiada się po stronie prawowitego następcy trony – brata imperatora Thorsina Gavrasa. Cała książka to opis wojny domowej pomiędzy zwolennikami jednych i drugich.
Zapomniałem wspomnieć we wpisie o pierwszym tomie, że największym wrogiem Marka oraz Imperium jest czarownik Avshar, który istotą złą jest do szpiku kości. Złą a jednocześnie bardzo potężną. To głównie dzięki jego czarom Yezda wygrywają bitwę. A Marek nadepnął Avsharowi na piętę, bo pokonał go w pojedynku na miecze. Stało się to, głównie dzięki magicznemu mieczowi, który pokryty jest runami celtyckich Druidów. A w świecie Videssos gdzie magia jest na porządku dziennym – magia Druidów okazuje się być potężna.
Akcja książki trochę zwolniła, jest więcej smęcenia o kobietach, o miłości, o naturze świata i ludzi. Dlaczego smęcenia? Ano pan Turkawka serwuje całkiem sporo banału i schematu. Trochę może to nużyć jednak nie jest na tyle irytujące, by miało mi przyćmić przyjemność z ponownego czytania o przygodach Marka i jego dzielnych legionistów. Mam wrażenie, że jest też więcej humoru, a to jak wiecie bardzo lubię.
Bardzo ważnym wątkiem, o którym nie wspominałem jest też historia Greka Gorgidasa, który jest lekarzem legionów. Gorgidas jest homoseksualistą, a los takiego mężczyzny w legionach był przesądzony. Otóż skazywano go na karę śmierci – miał zostać skatowany na śmierć przez swoich towarzyszy. Gorgidas starannie ukrywał swoją orientację do czasu, gdy zakochał się w jednym z legionistów (z wzajemnością). I ich związek stał się faktem. Marek jako dowódca miał ciężki orzech do zgryzienia, ale zrozumiał, że Rzym jest daleko (delikatnie rzecz ujmując), a tak naprawdę nie powinny go interesować tajemnice alkowy podległych mu żołnierzy.
Czytało się dobrze, choć bez szczególnych fajerwerków.
Kończę już trzeci tom cyklu. Mam nadzieję uporać się z czwartym dość szybko. Jest dobrze. Wspomnienia młodości odżywają:)