Dzisiaj Was serdecznie wituję (nowe słowo wymyśliłem) i wiwatuję na Waszą cześć, moi drodzy czytelnicy. Dlaczego wiwatuję? Bo chcę Was docenić. Wciąż jest garstka tych, którzy tu zaglądają, być może czytają, a czasem nawet skomentują. To miłe i za to bardzo Wam dziękuję.
A teraz przejdźmy do książki. Klasyki gatunku zwanego science and fiction, bo Koniec dzieciństwa to naprawdę klasyk. Ja wiem, że w dzisiejszych czasach klasykiem okrzyknięto już piosenki Britney Spears, ale akurat ta książka pana Clarke’a na to zasługuje.
W pierwszej połowie lat pięćdziesiątych pan Clarke stworzył książkę, która opowiada o kontakcie ludzi z obcą cywilizacją. A co z tego kontaktu wynikło? Z mojej perspektywy to samo dobro (przynajmniej do pewnego momentu). Zwierzchnicy (bo tak każą na siebie wołać, chociaż ja wolę ich oryginalną anglojęzyczną nazwę Overlords) kończą zimną wojnę, głód, choroby. Dają ludzkości ponad sto lat istnienia w prawdziwej utopii.
Ale czy Zwierzchnicy tak bezinteresownie przybyli i dali nam kilka super wynalazków i szczęście? Jak zawsze znajdą się ludzie, którzy nie mogą uwierzyć, że nie ma drugiego dna. I się okazuje, że przywódca tych ludzi jest z Polski :D Ot taki mały akcent narodowy w tej książce. Poza tym nasi kosmiczni przyjaciele przez pięćdziesiąt lat nie chcą pokazać swojego oblicza. Co dodatkowo powoduje nieufność. A gdy już go pokażą? Hmm… będzie całkiem zabawnie.
Koniec dzieciństwa to opowieść o końcu ludzkości. Takiej jaką my znamy. Nie będę się tutaj rozpisywał, bo to jest w sumie ważna rzecz w książce. Clarke zawarł w tej książce bardzo dużo ciekawych pomysłów, które przewijały się i przewijają się do dziś w literaturze, filmie, komiksie. To książka napisana prostym językiem, z kilkoma bohaterami, których losy poznajemy na przestrzeni ponad wieku, a każdy z tych bohaterów jest i nie jest dzieckiem swoich czasów.
Bardzo podobają mi się fragmenty opisujące nasze życie w praktycznie utopijnym świecie. Bez wojen, bez nierówności społecznych, bez chorób i bez religii, które (tu akurat pomysł wyjaśniający dlaczego religie upadły taki dość naciągany) nie zatruwają życia ludzi. Ale jednocześnie w tych opisach szczęśliwej ludzkości czuć jakiś żal autora, że gdy osiągniemy stan ogólnego dobrobytu to jednocześnie staniemy się leniwi, nie będziemy nic odkrywać, podupadnie sztuka i nauka, a zblazowane społeczeństwo będzie się nudzić na maksa.
Czy to powszechne prawo? Że społeczeństwa dobrobytu stają się znudzone, zobojętniałe i nie podążają już ścieżką rozwoju, wyzwań, podbojów, nowych odkryć? Jest w tej książce sporo głębokich, interesujących przemyśleń na temat kondycji ludzkości zarówno tej przyszłej jak i tej można powiedzieć znanej Clarke’owi.
Pod względem warstwy fantastyczno naukowej książka nie jest jakoś szczególnie rozbudowana. Obcy przylecieli ogromnymi statkami, podróżują chyba z prędkością światła. Jest opis ich planety, na którą przedostaje się jeden ze śmiałków. Kilka wynalazków, garść spostrzeżeń socjologicznych i najmocniejszy akcent końcowy, który nawet dzisiaj jest wciąż ciekawym zagadnieniem. Może dzięki temu książkę czyta się wciąż bardzo dobrze. Na pewno nie zestarzała się aż tak bardzo i po tylu latach stwierdzam, że Clarke dał radę. Polecam gorąco.
xpil
charliethelibrarian
Zorro
charliethelibrarian
Zorro
charliethelibrarian
Fraa
charliethelibrarian
Zorro
charliethelibrarian