
Witam Was moi drodzy bardzo serdecznie, dzisiaj będzie o książce jednego z moich ulubionych muzyków, na którego koncerty chodzimy regularnie jak tylko pojawia się w Krakowie, a że Paweł Sołtys muzykuje sobie w różnych kapelach i w nich śpiewa i pisze teksty do piosenek to ewidentnie talenty różne posiada. Jednym z tych talentów jest umiejętność opowiadania historii.
Na początku nie zaiskrzyło. Czytam i myślę sobie, o kurde będzie zbyt onirycznie, zbyt magicznie, z ogromną dawką dziwnego flow, które jet zbyt niezrozumiałe dla kogoś z zewnątrz. Za dużo niedopowiedzeń, za dużo dziwnych wtrąceń. Ogólnie nie ogarnę, bo zbyt poetycko. Na szczęście dla mnie coraz bardziej wciągałem się w krótkie historyjki Sołtysa. Zostałem wessany w świat wspomnień, bloków, pierwszych fajek, pocałunków, bójek i tak dalej. Czyli tego co większość z nas doświadczyła, a tylko niektórzy potrafią opisać i podzielić się tym.
Pan Paweł potrafi zaczarować, opisać ludzi w taki sposób, że zadajesz sobie pytanie: Czy taka osoba mogła istnieć? Czy historyjka jest oparta na faktach, czy to wspomnienia autora, czy zasłyszana miejska legenda? Zadajesz sobie te pytania, ale z drugiej strony tak naprawdę coraz bardziej nie one cię interesują, a właśnie treść i bohaterowie wykreowani przez Sołtysa. I wsiąkasz w świat, bo z jednej strony jest on udziwniony, a z drugiej jednocześnie taki swojski, taki znajomy.
A za tekst o kocie Sołtys powinien dostać Nobla, albo też w ryja w papę, bo tak wzruszającego kawałka prozy nie czytałem dawno. I jakim prawem porusza on struny, w duszy mej, które nie powinny być poruszane.
Nie będę każdego tekstu opisywał chociaż mam tak w zwyczaju w przypadku zbiorów opowiadań, ale to nie jest zbiór opowiadań. To po prostu „Mikrotyki” – niby odrębne historie, ale połączone ze sobą w sposób wymykający się racjonalnemu spojrzeniu. Polecam.
P. S. Wpis ilustrowany kawałkami Pablopavo, bo jego piosenki same są jak „Mikrotyki”.