Dobry wieczór. Trochę może przydługi tytuł, ale słuchajcie inaczej się nie dało. Dzisiaj będzie o książce, którą przeczytałem w Etiopii. Podczas jednego i drugiego mojego wyjazdu. Wydawała mi się idealnie pasować do miejsca mojej podróży. I faktycznie pasowała.
O Kazimierzu Nowaku słyszałem już wcześniej, wielokrotnie czytałem zachwycone opinie o książce, ale jakoś nie garnąłem się do przeczytania. Etiopia idealnie wpasowała się w klimaty książki.
Kazimierz Nowak dla tych, którzy może nie słyszeli o tej postaci był podróżnikiem, dziennikarzem, badaczem, odkrywcą. To co zrobił w roku 1931 i przez kolejne pięć lat robił w Afryce zasługuje na absolutny podziw i ogromne uznanie. A co zrobił? Jeśli tego nie słyszeliście to musicie to usłyszeć, albo przeczytać.
Otóż chłop wziął rower i wystartował z północnej Afryki i przejechał rowerem, przepłynął łódką, przejechał na koniach, na wielbłądach, ale i przeszedł piechotą całą Afrykę na południe i wrócił w ten sam sposób! A zrobił to w roku 1931! Podróż zajęła mu pięć długich i pełnych przygód lat!
Kazimierz Nowak podczas podróży pisał listy – zarówno do rodziny, jak i do czasopism polskich. Pisał również dziennik. Listy z relacjami z podróży, które zamieszczały polskie czasopismo były źródłem dochodu dla podróżnika. Oprócz relacji źródłem dochodów dla Kazimierza były również zdjęcia, których napstrykał setki. I które są o niebo lepsze niż zdjęcia, które kiedykolwiek zrobię. Ale macie tu link analogowych zdjęć z Etiopii.
Kazimierz Nowak przed wojną był całkiem popularny, jego artykuły były zamieszczane w wielu czasopismach, gazetach. Niestety po II Drugiej Wojnie Światowej pamięć o tym wspaniałym polskim podróżniku praktycznie zaginęła. I oprócz albumu z jego zdjęciami, który został wydany w latach 60-tych nie istniał praktycznie żaden silniejszy ślad w świadomości społeczeństwa. Tak było dopóki Łukasz Wierzbicki, który pod wpływem opowieści swojego dziadka (o dzielnym podróżniku z Poznania) nie zaczął przeczesywać bibliotecznych półek w poszukiwaniu artykułów sygnowanych nazwiskiem Nowak. I tak narodził się pomysł na tę książkę. Później również na Fundację imienia Kazimierza Nowaka, a także na książki dla dzieci. Z fascynacji dziadkowymi opowieściami zrodziła się prześwietna inicjatywa, która stara się w przeróżny sposób uhonorować człowieka, który dokonał niemożliwego.
W książce znajdziemy stronice zapełnione przemyśleniami i spostrzeżeniami Kazimierza Nowaka na temat przeróżne. Od codziennych problemów z przebitymi oponami i rowerem, od opisów cierpień związanych z pogryzieniami przez wszędobylskie owady afrykańskie, aż po filozoficzne rozważania o sensie istnienia i pięknie przyrody afrykańskiej. A z każdym zdaniem rósł we mnie podziw i uznanie dla autora tych słów.
Kazimierz Nowak łączył w sobie ogromną odwagę, fantazję i silną wolę z przenikliwym zmysłem obserwatora, komentatora oraz uczestnika wielu wydarzeń. Ten człowiek patrzył na Afrykę lat trzydziestych, przyglądał się jej od północnych krańców, poprzez jej środek i południe i potrafił dodać dwa do dwóch. Widział jak biali „cywilizują” ten ląd. Widział ogrom krzywd wyrządzonych tubylcom w imię postępu, nauki, kultury i sztuki. Opisywał Afrykę w rękach europejskich kolonizatorów, którzy tak naprawdę byli przedstawicielami chciwych koncernów i korporacji. Czytam jego słowa o Murzynach, którzy ciężko pracują w kopalniach diamentów, czy też odkrywkowych kopalniach złota. Gdzie oficjalnie mają status ludzi wolnych, a tak naprawdę są niewolnikami. Pracują za głodowe stawki, garść zboża i butelkę alkoholu. I niemalże po osiemdziesięciu latach nie widzę różnicy. Cóż z tego, że państwa afrykańskie teoretycznie są niepodległe jak spora część przywódców afrykańskich to krwawi dyktatorzy, którzy sprzedają zagranicznym koncernom i korporacjom naturalne dobra swoich krajów za grosze. Dla chwilowego zysku i pławienia się luksusach. Smutną mam refleksję, która towarzyszy mi od dawna, że nic się nie zmienia. A refleksja spotęgowana jest tym, że widziałem jeden afrykański kraj na własne ślipia.
W książce Nowaka znajdziemy też uwielbienie dla piękna afrykańskiej przyrody, podziw dla Matki Natury, która stworzyła ten cudowny, acz wymagający kontynent. Opisy nocy afrykańskich, podróży przez dżungle i pustynie to perełeczki. Aż chce się czytać. I znów będę tutaj peany na cześć Kazimierza Nowaka pisał, bo wyczyn tego podróżnika zasługuje na te peany. I na podziw, wciąż i wciąż podziw i ogromne uznanie.
Założona przez Łukasza Wierzbickiego fundacja im. Kazimierza Nowaka robi dobrą robotę w przywracaniu należytego miejsca jednemu z największych polskich podróżników. Tutaj macie link do strony.
A kto jeszcze nie czytał tej książki niech nadrobi zaległości, niech nadrobi. To najbardziej autentyczna, napisana prostym i szczerym językiem książka jaką przyszło mi czytać od bardzo dawna. Poniżej trochę zdjęć Nowaka umieszczonych przez Narodowe Archiwum Cyfrowe na Facebuczku.
zacofany.w.lekturze
charliethelibrarian
Pingback: Łukasz Wierzbicki » Blog Archive » „Kto nie czytał, niech nadrobi zaległości…” – recenzja
Bazyl
Agnes
charliethelibrarian