
Dzień dobry, dzień dobry! Jak tam jutrzenka majowej swobody? U Was pięknie i ciepło? Czy raczej tylko ciepło? Czy raczej może leje? U mnie w Krakowie od kilku dni deszcz pada non stop padało. Nie jest za ciekawie. Dziś Wam opowiem o pewnym monumentalnym dziele pisarza, z którym nie do końca mi po drodze, a który wszak twórcą jest płodnym i jego wyobraźnia granic nie zna.

Tak jak napisałem – wyobraźnia Aldissa nie zna granic. Autor stworzył odległy do Ziemi świat, który nie dość, że umieścił w skomplikowanym układzie podwójnej gwiazdy, to jeszcze zaludnił i zazwierzęczył i zaroślinnił niesamowitą fauną i florą. Jak to u Aldissa bywa formy roślinne i zwierzęce prowadzą ze sobą niesamowity taniec życia i śmierci. Planetę Helikonię zasiedlają dwie rasy rozumne – gatunek podobny do ludzi więc będziemy ich nazywać humanoidami, a także potężne bestie przypominające minotaury – anticipaty. I te dwa gatunki toczą walkę, która trwa setki tysięcy lat.

Bo u Alidssa nic nie może być spokojnie i normalnie. Helikonia krąży wokół swojego słońca, a razem ze słońcem krążą jeszcze wokół innej gwiazdy. To powoduje, że oprócz mniejszych pór roku, które trwają kilka lat na Helikonii mamy dwie dominujące – upalne lato oraz srogą zimę i potrafią one trwać tysiąclecia. Lato to pora ludzi, zima to pora anticipatów.

Zacznę od tego, że lektura nie należała do najlżejszych. Aldiss nie wprowdza czytelnika w świat, on go rzuca od razu w zimne pustkowia, na których każdy organizm, każdy gatunek czy to rozumny, czy pozbawiony świadomości walczy o przetrwanie – silny zjada słabszego, ale słabszy wyrośnie na padlinie silniejszego. Nienarodzone larwy pożerają wciąż żywe ciało rodzica, a humanoidzi będą niczym sępy żerować na truchłach ogromnych pseudomastodontów. Drzewa wybuchające nasionami jak armaty, wirusy przeobrażające strukturę kości i przygotowujące organizm na nadejście lata. To wszystko serwuje Aldiss na kilkuset stronach. To wszystko i jeszcze więcej. A nad światem tym krąży ziemska stacja kosmiczna Avernus z wielopokoleniową załogą, która bada, obserwuje i wysyła sygnał na Ziemię.

Wiosna Helikonii to również historia rozwoju cywilizacji – od plemiennych związków, po odkrywanie przeszłości i pozostałości innych poprzednich cywilizacji, po wreszcie przypominające średniowiecze społeczeństwo. Tutaj Aldiss chyba za bardzo nie umie popuszczać wodzy fantazji, bo ten aspekt powieści nie jest zbyt rozbudowany i wciągający. Podobnie z losami bohaterów, którym się przyglądamy (a jest ich kilku, gdyż fabuła książki toczy się przez kilka pokoleń). Postacie są proste, schematyczne i jak gdyby pozbawione wolnej woli – można się spokojnie domyśleć jaka będzie ich czekać przyszłość.

Najbardziej oczywiście interesowała mnie ziemska stacja kosmiczna, a także wizja przyszłości Ziemi. Tutaj Aldiss baaardzo oszczędnie dawkuje informacje o ziemskiej cywilizacji i o mieszkańcach stacji. Wręcz ascetycznie opisuje reakcje Ziemian na sygnały z Avernusa i samą stację.

Wiosna Helikonii w większości przypomina powieść fantasy wszak mamy dziwne stwory, mamy sztafaż mocno barbarzyński. Gdyby nie wtrącanie informacji o stacji kosmicznej spokojnie za taką mogłaby uchodzić. Pojawia się nawet taki element magiczny w postaci duchów przodków.
Co lubię u Aldissa to wybujała wyobraźnia i zadziwiające ekosystemy, które tworzy. Człowiek autentycznie staje oniemiały czytając te szalone sieci powiązań, które pisarz potrafi opisać. Choć z drugiej strony na Ziemi też znajdziemy najbardziej zadziwiające zależności pomiędzy organizmami, pozwalające im przetrwać.

Jakie wrażenia mam po przeczytaniu książki? Powiem Wam szczerze nie była to szybka, ani łatwa lektura. Wiosna Helikonii jest ciężka (dosłownie i w przenośni) na pewno nie porywa, na pewno nie wciąga, ale jest na tyle interesująca, że człowiek chce dowiedzieć się co będzie dalej. Wszak jest też pierwszą częścią trylogii…
Nie wiem czy polecać. Jeśli ktoś już siedzi w literaturze science and fiction to spokojnie może się zmierzyć. Na pewno nie dla początkujących (gdybym to przeczytał nastolatkiem będąc to albo bym klęknął zachwycony – bo rozmach by mnie przytłoczył, albo bym zasnął znudzony). To tyle!
I niech przestanie wreszcie padać!
P. S. Wpis powstawał w zeszłym tygodniu i cały czas padało! Także już teraz nie pada!
Zorro
charliethelibrarian
xpil
charliethelibrarian
Pingback: Brian W. Aldiss "Lato Helikonii" | Blog Charliego Bibliotekarza
DobraFanfikcja
charliethelibrarian