Nie wiem za bardzo od czego zacząć. Bo ta książka po prostu to jedna z najlepszych rzeczy jakie czytałem w życiu.
„Widnokrąg” to dla mnie przepiękna opowieść. Opowieść snuta przez dojrzałego faceta, który wspomina swoje dzieciństwo, swoją młodość. Nie wspomina jednak tamtych lat liniowo, jako następujących po sobie wydarzeń. Choć początek „Widnokręgu” to wspomnienia z najwcześniejszego dzieciństwa spędzonego na wsi u rodziny matki, to szybko przekonujemy się, że nie będzie to opowieść przeprowadzona od punktu A do punktu B. Narrator przemieszcza się w czasie, wyprzedza zdarzenia by następnie się cofnąć do najmłodszych lat. Rytm opowieści wyznaczają charakterystyczne wydarzenia, przedmioty, które na trwałe wryły się w pamięć Piotra, które są często momentami przełomowymi w jego życiu. Mamy tutaj całą gamę z pozoru błahych wypadków – jak na przykład zgubiony but, pierwsza zabawa, marynarskie ubranko, niedzielny obiad na wsi, kakao u panien Ponckich, przepisy matki, prowadzanie ojca po schodach do doktora, wujek Władek i jego obsesja na punkcie Kruczka a w tle tego wszystkiego wojna i lata powojenne. Jest takich rzeczy w w tej książce całe mnóstwo.
Kolejną sprawą to postacie, bohaterowie wspomnień Piotra. Każda z nich jest tak mocno zarysowana, nakreślona, że ja czytając książkę nie miałem żadnych wątpliwości, że ludzie Ci żyli, oddychali, jedli tego niedzielnego koguta. Matka, ojciec, wujkowie, panny Ponckie to najczęściej wspominane osoby o nich dowiadujemy się najwięcej, poznajemy ich najlepiej. Ale nawet epizodyczne osoby jak na przykład burmistrzowa, burmistrz czy Pan nauczyciel lub niemiecki żandarm fotograf amator, który za punkt honoru przyjął sobie sfotografowanie polskiej wsi (głównie jej biedy i zacofania) – dzięki opisom Piotra wydawały mi się realne i prawdziwe.
Wspomniałem już o wojnie i latach powojennych. Ciągle daje się odczuć obecność tych strasznych wydarzeń, są one jednak opisywane przez dziecko. Chłopca, który cieszy się z możliwości przebywania na wsi, wypasania krów. Chłopiec może nie wszystko pojmuje ale za to doskonale rejestruje wszystkie wydarzenia, fronty jakie przetaczają się przez wieś, wywózkę Żydów, śmierć burmistrza, zabójstwo partyzanta. Czy też powojenne lata terroru stalinowskiego i komunistycznej propagandy. Wszystkie te DZIEJOWE sprawy opisywane są jednak w kontekście drobiazgów, codziennych spraw. Wojenna zawierucha, bomby wybuchające niedaleko domu dziadków chłopiec wspomina mimochodem, bo najważniejszy wtedy był chart przyniesiony przez ruskiego soldata. Powojenna bieda to narzekania matki na handlarki w sklepach, które cały czas oszukują. To też uderza w „Widnokręgu” – WIELKA historia jest obecna, nie jest jednak oceniana przez Piotra i jego najbliższych. WIELKA historia jest przyjmowana, akceptowana i bohaterzy opowieści starają się ją oswoić, po to by jakoś przeżyć to wszystko.
Co mnie jeszcze uderzyło to język książki, sposób narracji. Wszystko opisywane jest w sposób żywy, bardzo plastyczny. Często daje się również wyczuć świetnie zakamuflowaną ironię. Wiele epizodów opisanych jest z polotem, zabawnych i naprawdę wywołują szczery nawet nie uśmiech lecz śmiech. Gdy wspomnienia dotyczą dzieciństwa, mamy wrażenie jakby to właśnie dziecko opowiadało nam owe wspomnienia.
Uff, się rozpisałem a i tak nie wyczerpałem nawet drobiny wszystkich wrażeń, odczuć jakie można z tej książki wysnuć. Naprawdę ta książka zasługuje na najwyższe oceny wszędzie gdzie to jest możliwe. Przyznam się, że takich emocji podczas czytania to chyba nie przeżywałem. Bez bicia się również przyznam, że gdy czytałem historię ze spływu kajakowego i pękniętego kostiumu to prawie się popłakałem :D.
POLECAM TĘ KSIĄŻKĘ KAŻDEMU!!!!
papryczka