Dzień dobry moi Wielce Szanowni Czytelnicy. Dzisiaj kolejna książka, którą ukończyłem w tak zwanym cugu kończenia. Naprawdę w jednym tygodniu skumulowało mi się kilka książek. I nie dlatego, że tak szybko czytam, ale po prostu tak się trafiło. A nie piszę
o nich bo zwyczajnie czasu ostatnio nie mam.
Księgę samotnic poleciła mi znajoma bibliotekarka (dzięki Ilono!). Przeleżał ten zbiorek opowiadań na mej półce chyba z kilka miesięcy, aż wreszcie postanowiłem zadość uczynić prośbie Ilony o zapoznanie się z książką i przeczytałem ją w jeden wieczór.
Nie tylko dlatego, że to zbiór opowiadań niezbyt grubaśny, wręcz chudaśny, ale dlatego, że czytało mi się te opowiadania bardzo przyjemnie, chociaż tematyka czasem dość makabryczna i pełna bardzo czarnego humoru.
Historie kobiet różnych. Opowiedziane w sposób bardzo charakterystyczny i bez żadnej pruderii. Siedemnaście opowiadań, w których bohaterki postępują bardzo, ale to bardzo eufemistycznie rzecz ujmując nietypowo i niestereotypowo łamiąc wszelkie konwenanse.
Odbierałem te opowiadania jako opowieści o kobietach przytłoczonych szarym, zwyczajnym życiem, w których narasta zniechęcenie, obrzydzenie i nienawiść do świata, ludzi i społeczeństwa. Narasta do tego stopnia, że coś w nich pęka i wybuchają. W różny sposób wybuchają, (jedna morduje ślicznotkę, która denerwuje ją na siłowni, inna porywa tramwaj, z mężczyzną, w którym się potajemnie podkochiwała, inna co chwila musi zajść w ciążę). Historie są przeróżne. Łączy je ironia, łączy je sarkazm oraz inteligentne poczucie humoru.
Kobiety, które są bohaterkami tych opowiadań to niebezpieczne kobiety, którym lepiej nie wchodzić w drogę. To też kobiety w dużej mierze nieszczęśliwe, którym los nie szczędził razów i ciosów. Początkowo poddawały się tym razom, ale w końcu brały byka za rogi i rzucały wyzwanie światu.
Nie sprawdzałem wcześniej żadnych informacji o autorce, po nazwisku kojarzyła mi się tak z niemiecka. Miałem nosa. Moser jest Szwajcarką, niemieckojęzyczną Szwajcarką. I faktycznie jest coś w stylu pisarki, który kojarzył mi się z językiem niemieckim. Nie wiem jak to uzasadnić. Może chodzi o rytm zdań, o słownictwo, o sposób przekazywania informacji. Odbierałem tę książkę zupełnie inaczej niż prozę anglojęzyczną. Interesująco było. Polecam Wam moi drodzy.
P. S. Oryginalny tytuł książki to Das Schlampenbuch. Coś mnie tknęło, bo słowo wydawało się znajome i sprawdziłem w translatorze co to znaczy Das Schlampe. W wolnym tłumaczeniu to suka, dziwka. Czy dobrze stałoby się gdyby książkę przetłumaczyć na Księgę dziwek? Chyba nie, sami przyznacie, że źle to brzmi. Księga suk też nie za fajnie. Księga zdzir też nie, bo to nie ta tematyka. W sumie dobrze, że przyjęto ten tytuł. Przynajmniej coś się tam zgadza z treścią.
Ambrose
charliethelibrarian
Anna
charliethelibrarian
Onibe
charliethelibrarian
Onibe