milosz Ja jak zwykle czytam książki na czasie:) Premiera „Ziarna prawdy” miała miejsce w roku dwa tysiące jedenastym, a ja dopiero teraz sobie czytnąłem. Ale to dobrze, minął bowiem cały medialny szum. Czas na wyznanie – przeczytałem książkę w jeden wieczór!

Jest dobrze, jest świetnie. Książka wciągnęła mnie jak bagno. Bardzo dobry styl pisania, znowu mnóstwo szczegółów z przestrzeni miasta tym razem Sandomierza, znowu Szacki, który czasem wkurwia, czasem irytuje, ale jednak z reguły człowiek mu przytakuje. Szacki, który dostał od życia kopa (kopa całkiem zasłużonego) i teraz męczy się on warszawiak w małym, powiatowym miasteczku, które miało być dla niego nowym początkiem, a jest zesłaniem. Szacki usycha, usycha z nudów chociaż całkiem sprawnie idzie mu zdobywanie kolejnych kobiet, i to najlepszych partii w mieście. Z czego jest wielce niezadowolony (SERIO!?), nie wiem jak to jest być czterdziestoletnim mężczyzną, ale Szacki zdecydowanie przesadza żeby narzekać na to, że w jego łóżku przebywa z wielką ochotą o kilkanaście lat młodsza kobieta. Zresztą Szacki cały bidak jest połamany psychicznie i ma niezłe wahania nastrojów i emocji. Chyba zbliża się do niego kryzys wieku średniego, a rozwód nie pomaga, oj nie pomaga. Na szczęście dla pana prokuratora pojawiają się zwłoki. Zwłoki, które swym wyglądem od razu wskazują, że to nie są zwykłe menelskie porachunki.

Zaczyna się karuzela zbrodni, pojawiają się kolejne makabrycznie sprawione zwłoki, a w całym kraju narasta medialny szum dotyczący żydowskich mordów rytualnych.

„Ziarno prawdy” to dobrze skrojony kryminał, w którym Szacki ma u mnie plusa za chodzenie na koncerty Kultu w młodości. Podobały się znów jak w „Uwikłaniu” wstępy przed rozdziałami składające się z krótkich informacji prasowych co się w danym dniu działo. I refleksja moja: informacje dotyczą roku dwa tysiące dziewiątego, a ja nic nie pamiętam. Chciałoby się rzec za klasykiem „Ach, jak zapierdala czas” (nie wiem jaki to klasyk powiedział, ale na pewno ktoś musiał to już powiedzieć). Sandomierz w książce znów jawi się przed oczyma. Nigdy tam nie byłem, „Ojca Mateusza” nie oglądam, ale nabrałem ochoty odwiedzić to miasto. Co można jeszcze znaleźć w książce – celne uwagi dotyczące naszej rzeczywistości, współczesności. Bardzo dużo ciekawostek z historii, które Miłoszewski skutecznie przemycił do książki. Wspominałem na początku o stylu – język książki jest na wskroś współczesny, mnóstwo zwrotów frazeologicznych, którymi na co dzień się ludzie posługują dodały książce kolejnego rysu autentyczności.

Humor! Zapomniałbym o tym, że wielokrotnie się śmiałem z jakiegoś zdania, sytuacji, anegdotki czy też z samych myśli Szackiego, który jak na takiego ponuraka zadziwiająco często rzucał lub myślał celny ironiczny komentarz o otaczającej go rzeczywistości lub osobach, które spotykał.

Trudne problemy społeczne też są, cała otoczka zbrodni to wzajemne stosunki polsko – żydowskie. Historie pogromów, legendy o mordzie rytualnym, druga wojna światowa i lata tuż po niej. To nie są łatwe tematy, oj nie. Szacki prezentuje postawę zdroworozsądkową, stara się trzeźwo oceniać sytuację i niczym prawdziwe narzędzie Temidy oceniać ludzi po czynach, a nie po tym skąd pochodzą, kim byli ich rodzice i dlaczego jest to niby takie ważne. Zresztą w książce przytoczony jest wers  Szymborskiej o tym, że „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”. Dlatego tak ciężko powinno być ludziom wydawać sądy ostateczne o wydarzeniach sprzed lat. Jednak sądy ostateczne mają to do siebie, że wydaje się je bardzo łatwo. Podobała mi się postać rabina z Lublina (nie czuję kiedy rymuję), ciekawe czy wzorowana na kimś istniejącym w naszej rzeczywistości.

Oczywiście nie jest tak różowo. Zirytowałem się gdy dowiedziałem się kto jest zabójcą i w jaki sposób chciał uniknąć kary. Tyle w tym temacie coby nie spoilerować za bardzo.

„Ziarno prawdy” to bardzo udana kontynuacja „Uwikłania”. Nawet bardziej niż udana. Jak wspomniałem na początku książkę przeczytałem w jeden wieczór. A na koniec fragment, o najbardziej polskim wyrazie. Mnie rozwaliło:)

[quote style=”1″]”- Wziąłem ostatnio, wyobraźcie sobie państwo, udział w konkursie na najbardziej polski wyraz. Wiecie, co zaproponowałem?

Chuj-kurwa-złamany, pomyślał Szacki, uśmiechając się uprzejmie.

– Żółć – powiedział z emfazą Klejnocki – Z dwóch powodów. Po pierwsze, składa się ono z samych znaków diakrytycznych charakterystycznych ekskluzywnie dla języka polskiego i w ten sposób zyskuje rangę tyleż oryginalności, co niepowtarzalności. […] – Po drugie, mimo że wyraz ten językowo jest tak dystynktywny, zawiera pewne treści uogólniające, w symboliczny sposób stanowi o naturze wspólnoty, która się nim, przyznajmy, że niezbyt często, posługuje. Oddaje pewien charakterystyczny nad Wisłą stan mentalno-psychiczny. Zgorzknienie, frustrację, drwinę podszytą złą energią i poczuciem własnego niespełnienia, bycie na „nie” i ciągłe nieusatysfakcjonowanie.”[/quote]

Comments (7)

  1. Odpowiedz

    Czyta się. Sprintem. Od poczatku rzuciło mi się w oko, że lepiej napisane od tych szpiegów. Nie mogę nic więcej powiedzieć, bo Szacki właśnie zaczyna konferencję prasowa, lecę, pa..

      • Odpowiedz

        Dobra seria, bardzo dobra, tylko zakonczenie cokolwiek niesatysfakcjonujace. Z drugiej strony, tak autor umoczyl nieszczęsnego prokuratora, że nie mam pojęcia, jak inaczej mogłoby się to zakończyć. Cytat o żółci znakomity. Ja w ogóle zrobiłam sobie 'polski tydzień’ z czytaniem zwieńczony w nocy seansem Pokłosia, i buzuje mi wiele nieciekawych myśli w głowie.. a dla równowagi wielka ochota na Sandomierz.

Skomentuj Anna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.