Zygmunt Miłoszewski "Uwikłanie"

Zygmunt Miłoszewski "Uwikłanie"

Jak przystało na kryminalnego bibliotekarza, Charlie powinien przeczytać kryminał od czasu do czasu. Zabrałem się więc za „Uwikłanie” Zygmunta Miłoszewskiego. Powieść, która zdobyła Nagrodę Wielkiego Kalibru w roku 2008. I choć książek, które wtedy również ubiegały się o Nagrodę nie znam, to zaryzykuję stwierdzenie, że „Uwikłanie” całkiem słusznie nagrodę zdobyło.

W kryminalne fabuła liczy się bardzo, więc rzeknę Wam kilka słów o fabule „Uwikłania”. Jak to bywa w porządnym kryminale musi być trup. I trup jest. Jest na samym początku zimny i bardzo martwy, z wbitym rożnem w oko. Jak jest trup to powinni być podejrzani. I podejrzani również są. Jest ich kilkoro, bo morderstwo zostało popełnione podczas sesji terapeutycznej w budynkach klasztoru „we Warszawie”. Ta sesja terapeutyczna odgrywa bardzo ważną rolę w całej książce. Otóż trup pada w trakcie trwania terapii ustawień, która podobno metodą nowatorską w psychologii jest. Chodzi o ustawianie obcych ludzi, przebywających na terapii w roli członków rodziny. Zarówno martwych jak i żywych. To ma pomóc dotrzeć do istoty problemów i znaleźć rozwiązanie. Podejrzanymi są osobnicy biorący udział, wraz z zimnym trupem, który trupem naonczas nie był, w terapii. A nimi – znaczy się podejrzanymi – zajmować się będzie pan prokurator Teodor Szacki. Trzydziestoparoletni stróż prawa, urzędnik państwowy, mąż i ojciec. Chciałoby się rzec, że przykładny mąż i ojciec, lecz niestety pan Teodor – ten prokurator od morderstwa za pomocą rożna – nawiązuje romans z młodą dziennikarką. I trochę mu to pozytywny PR psuje, ale życie to nie bajka, i nie każdy prokurator wierny jest swej połowicy  aż do śmierci. Dzięki Szackiemu nie tylko rozwiążemy zagadkę morderstwa popełnionego przy pomocy rożna, ale dowiemy się jak pracuje polska policja i prokuratura. Czyli dostaniemy porządny zestaw narzekań na urzędników, biurokrację, polityków i biedę polskiego wymiaru sprawiedliwości. Akurat w „Uwikłaniu” te narzekania wydają się bardzo na miejscu i sprawiły one, że Charlie współczuł panu Szackiemu, bo choć tylko bibliotekarzem jest, wie co to znaczy państwowa machina biurokratyczna.

Tło! Byłbym zapomniał o tle! A w „Uwikłaniu” tło, w dość szerokim pojęciu, jest bardzo ważne. Topograficznie przedstawiona Warszawa, którą gdyby Charlie znał to pewnie by wszystkie miejsca rozpoznał, ale Warszawę znam tylko z widzenia, a jedno o drugim nic nie wie. To znaczy ja nie wiem jak się w Warszawie mieszka, a Warszawa nie wie, że jest gdzieś na tym padole łez pewien krakowski bibliotekarz. Bardzo wiernie tę Warszawę Miłoszewski przedstawił. Realistyczne opisy miasta, oraz, że się tak wyrażę prawdziwe życie ukazane w „Uwikłaniu” stanowiły bez wątpienia mocną stronę książki. Zakupy w centrum handlowym, brak pieniędzy na drogie restauracje, korki warszawskie i cały ten codzienny bajzel. Podobało mi się to bardzo. Bez owijania w bawełnę i do bólu rzeczywiste. Aż czasem chciałem złapać autora na błędzie rzeczowym. Przez chwilkę myślałem, że już go mam: otóż Szacki podczas przesłuchiwania emerytowanego milicjanta, który stoczył się na dno, pije z nim jabola o nazwie „Złoty kielich”. Jak tyko przeczytałem tę nazwę, od razu pomyślałem. Mam Cię! Popełniłeś mistrzu błąd, bo wino tanie o nazwie „Złoty kielich” nie istnieje, jest za to „Leśny dzban”. Po tym odkryciu nastąpiła chwila refleksji, że choć w moich młodzieńczych latach bardzo często przeistaczałem się w znawcę i degustatora trunków o cenie nie przekraczającej pięciu polskich złotych. To przecież niemożliwością jest, abym znał wszystkie tanie wina, jakie rozlewano i konsumowano w kraju nad Wisłą.  Okazało się – dzięki Ci o Internecie!-, że i tutaj autor oddał wiernie polską rzeczywistość i wino „Złoty kielich” istnieje bądź istniało. Szacki pije tego jabola pierwszy raz w swoim życiu. Co wydało mi się trochę podejrzane, ale nie wszyscy przecież muszą mieć takie same doświadczenia życiowe związane z alkoholem jak Charlie.

Książka jest bardzo sprawnie i bardzo dobrze napisana. Czyta się ją szybko i z zaciekawieniem, w pewnym momencie natrafiamy na coś w rodzaju teorii spiskowej, która wprowadza trochę polityki i jest taka raczej zbędna w tym kryminale. „Uwikłanie” to dobra i fajna książka z zagadką, trupem i interesującym zakończeniem. Mocno osadzona w polskich realiach, co dodaje jej atrakcyjności. A teraz Wam powiem kto zabił… Żartuję, nie powiem Wam. Przekonajcie się o tym sami:) Gorąco polecam „Uwikłanie”.

 

P. S. Ogromny plus za opis czytelni w miejskiej bibliotece, który poniżej przytoczę:

 „Fantastyczna była główna sala czytelni, przypominająca salę balową klasycystycznego pałacu. Wysoka na dwa piętra, zdobiona pilastrami i stiukami, światło wpadało ze strony Koszykowej przez dwa rzędy okien. Było tu coś z atmosfery świątyni. Tylko zamiast chłodu kamiennych murów i zapachu kadzidła czuło się aromat dębowej posadzki i orzechowy zapach starego papieru. […] Jednak o niepowtarzalnej atmosferze tego miejsca stanowiły mosiężne lampki o abażurach z zielonego szkła, oświetlające każdy stolik. W listopadowy wieczór czytelnia głównej miejskiej biblioteki była bez wątpienia najbardziej magicznym miejscem w stolicy.[…] Patrzył przez chwilę na bibliotekarkę wypełniającą jakieś papiery. Miała wygląd archetypiczny. Długie czarne włosy z przedziałkiem pośrodku, niemodne duże okulary, zielony golf z długim rękawem i karykaturalnie duże piersi przy szczupłej figurze.”

Ciekawe czy archetypiczna postać piersiastej bibliotekarki ma swoje odwzorowanie w rzeczywistości?

 

Comments (13)

  1. Odpowiedz

    Niech Ci nie przyjdzie do głowy oglądać koszmarnej „ekranizacji” Bromskiego. Prokurator Szacką (tak!) gra tragicznie rozdygotana Ostaszewska, realizacja jest koszmarna, zakończenie skopane, Kraków (tak!) niewykrzystany kompletnie, zero nerwu i klimatu. Broni się tylko drugi plan i to tylko chwilami (jedna scena Seweryna, jedna scena Stroińskiego), a pasujący do roli Szackiego Marek Bukowski został wepchnięty w tło w fatalnie napisanej postaci i również niewykorzystany. Stanowczo odradzam. Bromski niech wraca do Pana Boga za piec.

  2. Odpowiedz

    Tak się zastanawiam, czy ten oklepany wizerunek bibliotekarki/bibliotekarza w wielu powieściach to:
    a) dowód na to, że autor dawno nie był w bibliotece
    b) wyrażona w ten sposób tęsknota za czymś stałym, patrz bibliotekarze powinni wyglądać tak jak się tego po nich oczekuje

    Gdzie tu miejsce na bibliotekarza w dredach, albo w wojskowych spodniach?
    Sam opis czytelni, nie pwoiem niczego sobie.

    • Odpowiedz

      Chyba chodzi właśnie o ową tęsknotę za stereotypem.

      Miłoszewski raczej w bibliotece bywał:)

      I nie jest wykluczone, że jednak ta archetypiczna bibliotekarka istnieje.

      Wielu z nas (bibliotekarzy) jakby podświadomie wpasowuje się w ten wizerunek stereotypowy bibliotekarki/bibliotekarza.

  3. Odpowiedz

    Czytam sobie recenzję, czytam, i myślę – a, wrzucę książkę do schowka, żeby nie zapomnieć, kiedyś może się trafi przypływ gotówki, albo ktoś pożyczy do przeczytania…
    A ona już tam jest!

  4. Odpowiedz

    popieram – bardzo dobrze napisany kryminał, ale dla Warszawiaków jeszcze lepsze tło, aż ciekaw jestem drugiego tomu, czyli Sandomierza…

  5. balbina

    Odpowiedz

    „Uwikłanie” bardzo mi się podobało, ale mam wrażenie, że czytaliśmy dwie różne książki. To, co Ty uważasz za trochę polityki, raczej zbędnej w tym kryminale, wg mnie stanowi sedno powieści.Polityka i małość człowieka…

Skomentuj balbina Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.