Dobry dzień! Mam nadzieję, że w momencie, gdy ten wpis zostanie opublikowany Ukraińcy będą zwycięzcami tej nikomu niepotrzebnej wojny (oprócz szaleńca Putina)!
A ja dzisiaj króciutko, bo trochę o uroczej ramotce, którą wygrzebałem u siebie w magazynie w bibliotece, a która jest znakiem pewnego okresu w historii Polski. „W babskim domku” to powieść dla młodzieży, w której dzieje się dużo śmiesznych i często nieprawdopodobnych rzeczy, a bohaterki i bohater miewają przeróżne przygody – ratują przed śmiercią małego niedźwiadka, który staje się domowym zwierzątkiem, pomagają upadłemu włóczędze wrócić na drogę uczciwości – wakacje pełną gębą.
Bohaterkami są Irka i Basia – dwie psiapsiółki, które spędzają wakacje w Bukowcu wraz z mamą i gospodynią domku, który wynajmują. Wszystko się dzieje tuż po zakończeniu wojny (to pierwsze lato po wojnie). Mają cudny „Babski domek”, ale niestety to zepsuje Jurek – ich rówieśnik, który przyjedzie z Warszawy – sierota, który nie wie co się stało z jego ojcem walczącym w Powstaniu Warszawskim, a mamę stracił przed wojną.
Dwie dziewczynki różnią się charakterami, Irka jest wybuchowa, roztrzepana, szalona – co chwila jej coś się przytrafia, z kolei Barbara to ostoja spokoju, zdrowego rozsądku. Na wieść o przyjeździe osobnika rodzaju męskiego do ich „Babskiego domku” Irka jest przerażona i wściekła. Postanawia więc wykurzyć Jurka z domku poprzez różnego rodzaju sprytne działania: od udawania duchów, po wysmarowanie klamek różnymi substancjami. Nie będę się rozpisywał o fabule.
Bardzo urocza książka. Napisałem wcześniej, że ramotka – zwłaszcza jeśli chodzi o pewne sformułowania językowe, ale czytało mi się ją świetnie. Bardzo pozytywna i taka dająca nadzieję, no może poza mocno stereotypowym ukazaniem taboru Cyganów. I oczywiście trochę przekoloryzowaną przemianą Piotra Gwizdonia niemalże z dnia, na dzień w porządnego gospodarza i członka gromady.
P. S. Dlaczego książka jest znakiem pewnego okresu w historii Polski? Otóż została wydana w 1946, czyli przed sfałszowanymi wyborami 1947, w których komuniści przejęli władzę i zaczęli ostro przykręcać śrubę (wiem to eufemizm). A więc do tego czasu działały jeszcze prywatne księgarnie, wydawnictwa. Można było w miarę swobodnie pisać o Powstaniu Warszawskim i nie bać się represji.
Co do autora – niestety chłop okazał się jednak na dłuższą metę aparatczykiem, „który w 1953 podpisał tzw. apel krakowski z poparciem stalinowskich władz PRL po aresztowaniu pod sfabrykowanymi zarzutami duchownych katolickich i skazaniu na karę śmierci: Edwarda Chachlicę, Michała Kowalika i księdza Józefa Lelitę.”
A przecież podczas okupacji był dwukrotnie aresztowany. Ten podpis kładzie się cieniem na jego życiorysie, a szkoda, bo książkę napisał bardzo fajną.