I dalej mój licznik przeczytanych książek jest znacznie większy od tych opisanych. Dlatego zaciskam zęby i piszę. Z tym zaciskaniem zębów oczywiście przesadzam, ale moje podejście do systematyczności można określić eufemizmem, że się staram, ale mi nie wychodzi.
Twórczość Pani Le Guin możecie znaleźć u mnie na blogu znaleźć TUTAJ i TUTAJ i jeszcze TUTAJ, aha i jeszcze TUTAJ i czekajcie, ale też jest TU i kliknijcie sobie TU. Doszło nawet do tego, że w pewnym momencie zacząłem opisywać książki Le Guin wierszem (to przepaliły mi się styki w mózgu). Także coś tam Le Guin kojarzę.
Niestety nie mogłem sobie wyraźnie przypomnieć czy czytałem wcześniej Czarnoksiężnika…, ale w trakcie lektury okazało się, że jednak czytałem. Coś tam się z mroków pamięci zaczęło wyłaniać. Nie wiem za bardzo co mogę nowego opowiedzieć o powieści, która określana jest wzorcem z Sevres (oczywiście pamiętam o Tolkienie) jeśli chodzi o powieści fantasy tego typu, oprócz tego, że coś z tym wzorcem, moi drodzy, jest na rzeczy.
Książka Le Guin obfituje w takie ilości archetypów, motywów, wątków wykorzystywanych w wielu późniejszych książkach z gatunku fantasy, że ten konglomerat ma w sobie potężną moc urzekania. Zaklęcia, magowie, szkoły magów, sama magia, smoki, wojna, podróż, zupełnie fantastyczny świat w sztafażu z epoki średniowiecza, tajemnicze siły, bogowie, istoty, potężna moc, starożytni mędrcy i wiele, wiele innych. Z tej studni można czerpać i czerpać i opowiadać od nowa kolejne niesamowite i przecudowne historie.
Oczywiście autorka nie przecierała szlaków i podobne opowieści zostały napisane już wcześniej, ale być może jej dzieło stworzyło pewną uniwersalną formułę, która się świetnie sprawdza.
Książka jest napisana prostym, przyjemnym językiem. Ma swój rytm – co prawda niezbyt szybki, niezbyt gwałtowny, ale ten rytm dodatkowo buduje nastrój. Za dużo się nie dzieje, wszystko płynie w swoim własnym tempie.
Historia Geda (Duny), którego przyszłość na jednej z wysepek Ziemiomorza wygląda raczej niezbyt pociągająco – wypasanie owieczek, aż do usranej śmieci, ewentualnie ożenek z inną pasterczką (dobrze, że nie owieczką) i spłodzenie kolejnych pokoleń pastuchów. Otóż na szczęście, albo na nieszczęście (wszystko zależy od perspektywy) Ged okazuje się mieć zdolności magiczne. Wychowywany najpierw przez ciotkę wiedźmę, która wyczuła w nim talent do operowania magią, trafia później pod opiekę bardziej doświadczonego maga. i tu zaczyna się droga Geda, czy też raczej Krogulca do splendoru, chwały, mądrości i potęgi.
Książka Le Guin to uniwersalna historia o walce dobra ze złem, o tym, że to co najgorsze może czaić się w nas samych i trzeba się z tym najgorszym dosłownie i w przenośni wziąć za bary.
To też historia trochę o dorastaniu, trochę o przyjaźni, trochę o miłości. Co prawda z mojej perspektywy trzydziestolatka te kwestie poruszone są w dość naiwny i prosty sposób, ale dla młodego czytelnika historia Geda wydaje mi się być w sam raz. Jedynym minusem w odbiorze książki przez nastolatków (bo tak zacząłem postrzegać Czarnoksiężnika… – jako lekturę dla dorastającej młodzieży – nie wiem dlaczego wcześniej myślałem, że to książka dla dorosłych) to dość wolne tempo narracji. Rozmawiając z młodymi czytelnikami u mnie w bibliotece o Czarnoksiężniku… dowiedziałem się, że to właśnie nuda jest głównym zarzutem wobec książki. No cóż…
Ja osobiście tej nudy nie odczuwałem, ale wspominałem o niespiesznym rytmie, który książka posiada i być może ten rytm, ten brak wybuchów i fajerwerków może tę młodzież trochę odstraszać, ale zapewniam Was, że gdy już któreś z tych dzieciaków (bo to są wciąż dzieciaki, albo niech będzie młodzi dorośli), gdy któreś z nich wsiąknie w Czarnoksiężnika… absolutnie się w książce zanurza. I stają się fanami.
Miło było sobie odświeżyć lekturę, bo naprawdę zapomniałem z niej niemalże wszystko (oprócz ogólnego wrażenia). Miło jest też wiedzieć, że Czarnoksiężnik… wciąż czytany jest. Polecać tej książki raczej nie ma sensu dlatego, że sama w sobie jest legendą, ale dla zasady powiem, że warto, warto ją znać.
Agnes
charliethelibrarian