Jacek Sawaszkiewicz „Sukcesorzy”

Bardzo minimalistyczny lajfstajl: kubek z Tarnowa, książka z Polski, herbata z Cejlonu, kostki do lodu ze steatytu (chyba w Polsce), a podkładka, której nie widać z Łotwy.

Dzień dobry! Pytanie o wakacje wciąż aktualne. Jak tam? Odpoczywacie, jesteście na wczasach gdziekolwiek Was zawiał wiatr historii i możliwości finansowych i cieszycie się życiem, bo wszak mamy je jedno i ciężko jest powiedzieć co nas spotka jutro, pojutrze i ogólnie w przyszłości.

Aleksander Sołżenicyn „Jeden dzień Iwana Denisowicza”

Aleksander Sołżenicyn. Źródło: wikipedia.com

Zdrastwujtje! Witajcie towarzysze i towarzyszki. Zgodnie z obietnicą cofam się w opisywaniu książek w taki sposób, że opisuję te ostatnio przeczytane. Chociaż „ostatnio” w przypadku moich książek to naprawdę spory eufemizm. I nie żartuję. Według lubimyczytac.pl książkę Sołżenicyna przeczytałem pod koniec września. Minęło więc trochę czasu.

„Nihil novi sub sole” – nic nowego pod słońcem.

Dobry dzień! Nihil novi sub sole  – sentencja łacińska, które jeszcze dosadniej i pełniej wyjaśnia moje „wszystko już było”. Miło jest trafić w prasie międzywojennej na podobny do mojego głos. Jakże odmienny od tamtejszych codziennych narzekań na ministra skarbu, na podatki i brak rozsądku w wydawaniu publicznej kasy i na skalę afer w nowej, odrodzonej Rzeczypospolitej (to

Edmund Wnuk-Lipiński „Mord założycielski”

Trzecia i ostatnia część tak zwanej trylogii Apostezjonu. I jakie miałem wrażenia podczas lektury? Zobaczyłem, że potężny Apostezjon chwieje się w posadach. Rozprężenie moralne i obyczajowe sięga zenitu. Wódka jest legalna, a oprócz temporystów powstała kolejna klasa społeczna tak zwani lovitci. Zupełny margines. Chleją wódkę, siedzą na zasiłkach i płodzą się bez badań genetycznych, mieszkają

Edmund Wnuk-Lipiński „Rozpad połowiczny”

Mam problem z drugą częścią trylogii Apostezjonu. Problem niewielki, ale irytujący. Książka dostała Zajdla w 1988 roku, pisana była w 1983 roku, podobno autor miał duże problemy z cenzurą, która ingerowała w kształt książki. Ja czytałem wydanie z czasów PRL, a w 2000 roku ukazało się wydanie zbiorcze całej trylogii nakładam wydawnictwa superNowa i tam

Harry Harrison „Planet of the damned” („Planeta przeklętych”)

Czasem jest tak, że przez zupełny przypadek uda mi się odświeżyć dawno zapomnianą książkę, a przeczytaną w młodości. Tak było z „Planetą przeklętych” świętej pamięci Harry’ego Harrisona, który opuścił ludzkość w tym roku. Strata to ogromna dla science-fiction, ale być może pan Harrison pisze teraz nowe książki gdzieś nieopodal Galaktyki Andromedy sącząc drinka przyrządzonego przez