Hej, hej! Niech już te ruskie orki sobie pójdą z ukraińskiej ziemi, żeby wszystko wróciło do normy. Trzymam kciuki i wspieram Ukraińców jak mogę!

A teraz będzie o książce, którą przeczytałem byłem całkiem niedawno. Większość osób z mojego otoczenia kojarzy tę historię z serialu telewizyjnego z lat osiemdziesiątych, który był szalenie popularny. I często wznawiany, nawet ja coś kojarzę. Serial ma ten sam tytuł co książka. I swego czasu wzbudzał oooogromne emocje. Aktorowi odgrywającemu rolę Januszka wielokrotnie grożono pobiciem i znieważano. Serial powstał na podstawie książki. I dlatego wracamy do książki.

To historia Genowefy Smoliwąs, która opowiada swoje życie będąc już staruszką prawdopodobnie jakiemuś sądowemu urzędnikowi, bądź dziennikarzowi. Do końca nie wiadomo. I opowiada od momentu, gdy już była samotną matką (mąż zginął w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu), a ona została z dzieciątkiem Januszkiem.

Ciężko pracująca kucharka, sprzątaczka po domach zamożniejszych mieszkańców opowiada ze swadą, prawdą, żywym językiem o jej postrzeganiu świata, wydarzeń, ludzi, emocji. Jezu jak to jest napisane! Jaki ten język jest prawdziwy, jaki momentami chropawy i szorstki, prymitywny, ale czuje się to tętno, ten rytm. Łubińskiemu udało się oddać duszę, sposób patrzenia na świat kobiety niewykształconej, zajętej ciężką pracą i ogólnie posiadającą nazwijmy to eufemistycznie mało rozbudowany mechanizm poznawczy. Co w niczym jej nie umniejsza.

Dobra było o języku to będzie teraz o życiu Gieni. Jeżu jaka to jest smutna książka, jak ta kobieta miała pod górkę. Mąż zginął w Oświęcimiu, ona młoda wdowa z dzieckiem. Robotnicze, miasteczko pod Warszawą, Gienia pada ofiarą namolnych kochanków, obiecujących złote góry. Jest na początku opowieści kobietą młodą, zdrową, pełną siłę witalnych i seksapilu, z którego nie zdaje sobie sprawy. Nic więc dziwnego, że różne typy się do niej kleją, a ona też ma potrzeby i niestety Januszek się na to napatrzył.

Gdy jej syn wpada w tarapaty (z podpuszczenia kolegi ze szkoły, ale też tak sam z siebie) to matka nie może uwierzyć w to co się dzieje i ciężko jej zrozumieć „sprawiedliwość” sądową. Pomocą okazuje się milicjant Owocny, który na początku tak jak wszyscy mężczyźni w jej życiu chce tylko „tych” spraw. Później Januszek trafia do zakładu poprawczego, gdzie wcale się nie poprawia. I milicjant staje się przyjacielem rodziny, snują z Genowefą wspólne plany, domek, małżeństwo. Niestety bohaterski milicjant ginie pod kołami ciężarówki marki Star ratując matkę z dzieckiem. I tutaj życie znów daje strzała w pysk Genowefie.

Januszek wraca, ale matki już nie chce słuchać, ma talent do muzyki, zakłada zespół „Rybałty 63” i grają po weselach nawet im to wychodzi (choć mają talent to nie aż taki, żeby się wybić). Niestety Januszek terroryzuje matkę, bije i dręczy. Oczywiście wpada też w złe towarzystwo. Jest to towarzystwo rozrywkowe, swobodne obyczajowo i gdyby nie to, że Januszek jest złym człowiekiem to w sumie nic złego by się nie działo, jeśli chodzi o jego działalność artystyczną. Po drodze Januszek zostaje ojcem, bierze ślub i już wydaje się, że wszystko dobrze się skończy…, ale nie będę Wam zdradzał zakończenia. To naprawdę smutna książka.

Niemniej choć smutna to polecam gorąco – jest tam matczyna miłość, którą ciężko ubrać w słowa, jest nienawiść i zawiść, które w słowa łatwiej ubrać, jest patologia, ale też wyższe sfery obserwowane z nizin i patologia tych wyższych sfer. Nie czyta się tej książki lekko, łatwo i przyjemnie, ale czyta się ją dobrze.
Piotr (zacofany.w.lekturze)
charliethelibrarian
Piotr (zacofany.w.lekturze)
charliethelibrarian
Bozenna (z domu Lubinska)
charliethelibrarian
jacek
charliethelibrarian
Foo