Hej, hej. Czyżbym znalazł trochę czasu na pisanie? Czyżbym chciał Was zasypać wpisami z książek, które przeczytałem daaawno temu. Dzisiaj będzie o książce, którą przeczytałem ponad rok temu! Takie mam zaległości! Straszne….
Czy coś pamiętam z książki Sheckleya? Ano przede wszystkim kojarzę nazwisko autora, który był i wciąż jest postrzegany jako jeden z najlepszych pisarzy science and ficiton. Sam za nastoletnich lat przeczytałem sporo jego opowiadań (tych przetłumaczonych, bo duże ilości nie zostały nawet tknięte przez tłumaczy) i książek. Oczywiście jedną z książek, która najbardziej utkwiła mi w pamięci była słynna „Planeta zła” – opowiadająca o planecie, na którą Ziemia zsyła swoich więźniów zostawiając ich samym sobie. Pomysł nie nowy – wszak Wielka Brytania robiła to samo ze swoimi skazańcami wysyłając ich na kontynent odkryty przez kapitana Jamesa Cooka (a taka ciekawostka jeśli tego nie wiedzieliście – Cook nie był pierwszy – pierwsi byli Portugalczycy, później Holendrzy – tylko, że oni uznali Australię za mało atrakcyjną i o niej zapomnieli). Wracając do książki, o której mam Wam dzisiaj opowiedzieć.
„Wymiar cudów” to historia pana Carmody’ego, który jest zwyczajnym, szarym, przeciętnym obywatelem Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej i nagle wygrywa w Loterii Intergalaktycznej Nagrodę, lecz niestety w skutek ZAMIERZONEJ pomyłki super genialnego komputera zaprogramowanego tak, aby popełniać marginalny zakres błędu i ten marginalny zakres zechciał wypełnić. Carmody wygrał Nagrodę lecz niestety nie może wrócić na Ziemię, bo Ziemia to zadupie i nikt nie zna współrzędnych do tej zapyziałej planetki. Nasz bohater skazany jest więc na tułaczkę po Galaktyce poprzez czas i przestrzeń i przeżywanie baaaardzo różnych i szalenie ciekawych przygód.
Książka pana Roberta naszpikowana jest ciętym, ironicznym i czarnym humorem. Lekko może pokrytych kurzem, ale wciąż trafnych, wciąż zabawnych. Główny bohater porusza się w różnych światach, które pełne są groteski, surrealizmu i cynicznego humoru. Sheckley świetnie wyśmiewa ludzkie wady i przywary za pomocą dinozaurów, obcych, szalonych naukowców czy tez bogów…
Jedna rzecz uświadomiła mi, że musiałem już czytać wcześniej „Wymiar cudów” – świetna historia o konstruktorze światów, który zbudował świat składający się 2/3 z wody, pełnego niebezpieczeństw, pustyń, zimna, gdzie ogólnie zaledwie niewielki procent powierzchni nadaje się do życia, dla pewnego staruszka z brodą. I chociaż staruszek był niezadowolony z zamówienia to udało się konstruktorowi przekonać go, żeby wmówił mieszkańcom owego świata, że tak po prostu musi być. I staruszek postanowił, że zostanie ich bogiem… Brzmi znajomo?
To dobra książka, taka jakie lubię – cynizm, ironia i absurdalny humor jakże celnie opisujący niską kondycję moralną ludzkości, a także innych mieszkańców galaktyki. Polecam gorąco.
Fraa
charliethelibrarian
seb
Pingback: Robert Sheckley „Planeta zła” – Blog Charliego Bibliotekarza