
Witam serdecznie goście moi drodzy. Jak tam mija Wam Nowy Rok 2020? Wiecie o tym, że żyjemy w niebezpiecznym świecie. W momencie, w którym piszę te słowa protestujący wdarli się do ambasady amerykańskiej w Bagdadzie, a w Somalii kilka dni temu wybuchł samochód pułapka zabijając prawie sto osób. [Edit; Amerykanie zabili irańskiego generała, Iran ostrzelał amerykańskie bazy]. Świat to niebezpieczne miejsce. Dla każdego.

To moje pierwsze spotkanie z Ryśkiem Flanaganem. Ani nie byłem nastawiony hurra optymistycznie, ani też jakoś negatywnie. Co wyszło z tego spotkania?

Historia tancerki erotycznej, która przez zupełny przypadek wplątuje się w porachunki mafijne, siatkę terrorystów i w bardzo krótkim czasie staje się wrogiem publicznym numer jeden w Australii (to wszystko dzieje się kilka lat po ataku na WTC, po zamachach w Madrycie i Londynie. Także w okresie największej gorączki i najsilniejszego strachu przed Al-Kaidą. Podobnież miała pokazać mi, że i ja mogę zostać wplątany w grę, która skończy się dla mnie tragicznie.

Powiem Wam tak – nie urzekła mnie ta książka. Nie znalazłem w niej nic co mogłoby poruszyć mą duszę. Była do bólu napisana pod publiczkę i chociaż niektóre fragmenty zwłaszcza te dotyczące społeczeństwa i mediów były naprawdę dobrze napisane, to ogólnie całość wydała mi się mocno, ale to mocno przebrzmiała. Może to też wpływ tego, że książka ukazała się 14 lat temu w Australii właśnie na fali strachu przed terroryzmem. Wydaje mi się, że wiem co autor chciał pokazać – bezwstydną pogoń mediów za sensacją, łatwość w ferowaniu wyroków, polityków działających tylko dla swoich partykularnych interesów, ksenofobię i zgniliznę moralną społeczeństwa zachodu. I nie powiem momentami mu to wychodziło, ale ogólnie cała ta historia była po prostu jak dla mnie miałka i napisana właśnie by może i obnażyć hipokryzję rządzących, ale też na tej fali strachu przed terroryzmem wzniecić strach przed rządem.

Nie uważam się za osobę ślepo zapatrzoną w działania rządów wszelakich. Nie jestem też anarchistą, zdaję sobie sprawę, że żyję i funkcjonuję w ramach określonego systemu społecznego. Ale też bez przesady nie wszyscy przedstawiciele rządów są do cna źli. I nie wszyscy są dobrzy. Tylko działają w innej skali i chyba to zło jest łatwiej wydobyć z człowieka posiadającego władzę.

Ogólnie książka do przeczytania (miała naprawdę świetne fragmenty), ale do zachwytów bardzo mi daleko. Nawet zastanawiam się czy warto polecać. Sami zdecydujcie, a może macie inne zdanie?