Dzień dobry! Nadrabiam zaległości w tempie jak na mnie dość szybkim. Ogólnie przełom lutego i marca to dobry pod względem czytelniczym okres u mnie. Trochę tych książek przeczytałem i trochę o tych książkach napiszę Wam tutaj.
Nazwisko Folletta kojarzy na pewno każdy i niekoniecznie musi być miłośnikiem
i wielbicielem thrillerów i powieści szpiegowskich czy też historycznych powieści. Mam takie odczucie, że nazwisko to odcisnęło dość silne piętno w popkulturze, ale to może moje wrażenie.
Skąd Follett u mnie na tapecie? A stąd, że ostatnio robiłem sobie małe porządki
w księgozbiorze i naprawdę byłem zaskoczony jakie ja książki czasem znosiłem do domu. Dlatego też niektóre (dokładniej dwie – nie umiem wyrzucać) powędrowały dalej.
I tak jest z Kluczem do Rebeki, ale żeby się trochę lepiej poczuć postanowiłem ją przeczytać przed podaniem dalej.
Zadanie nie było trudne, a ja podczas lektury o przygodach angielskiego majora, który tropi arabskiego, bardzo niebezpiecznego szpiega w opanowanym przez Brytyjczyków Kairze, podczas gdy u bram Egiptu stoi armia Rommla. W tle mamy całkiem sporo seksu, piękne kobiety, dużo alkoholu i ciekawie opisany Kair. A w tym Kairze wbrew pozorom nie wszyscy mieszkańcy sprzyjają Brytyjczykom, których postrzegają jako okupantów, ani lepszych, ani gorszych niż Niemcy (wręcz przeciwnie – Brytyjczyków Egipcjanie już znali, a Niemców nie, więc wiadomo, że wiązali z nimi nadzieję na lepsze traktowanie).
Klucz do Rebeki to typowa powieść szpiegowska, mamy tajne kody, tajne służby, szyfry, morderstwa, pościgi. Dramatyczne wydarzenia, od których zależy los świata i bieg historii. Dzieje się dużo i szybko. Czasem nawet zabawnie (scena zaaranżowanej kradzieży teczki oficerów wywiadu brytyjskiego jest niczym z komedii slapstickowej – może wrzucę w ciekawych fragmentach).
Powieść jest idealnym materiałem na film (i oczywiście, gdy to pomyślałem sprawdziłem filmłeba i faktycznie jest film z 1985 roku). Nie jest moim priorytetem obejrzenie go, ale jakbym natrafił na niego to nie będę się wzbraniał.
Ogólnie czytało mi się dobrze, choć po egzemplarzu książki widać, że był wydany na początku lat dziewięćdziesiątych – mnóstwo błędów, literówek, źle druk poskładany.
O tłumaczeniu nawet nie będę wspominał. Mam nieodparte wrażenie, że oryginalna powieść była znacznie bardziej krwista i mocniejsza (seks, alkohol, żołnierskie towarzystwo), a tłumacz trochę złagodził nieobyczajność powieści. Tego się nie dowiem, o ile nie przeczytam oryginału.
zacofany.w.lekturze
charliethelibrarian
zacofany.w.lekturze
charliethelibrarian
zacofany.w.lekturze