Jak tam Wasze wakacje? Będę zadawał to pytanie do znudzenia… Moje jakoś w pracy znów mijają. I teraz będzie o książce, którą dosłownie wygrzebałem sprzed pół roku, bo wtedy ją przeczytałem. I tak to jest mój jęk dotyczący tego jak bardzo jestem w plecy :D Ale się zbieram…
Zacznę wpis od pytania: Czy ja wiedziałem czym jest problem trzech ciał, zanim zacząłem czytać książkę? Otóż nie wiedziałem. Czy się dowiedziałem? Poniekąd tak, ale czy coś z tego zrozumiałem? Trochę tak, ale nie za dużo. Naukowe podstawy i podejście nigdy nie były moją dobrą stroną. Co nie znaczy, że nie lubię, gdy w literaturze zwłaszcza fantastycznonaukowej jest nauka – chyba bym sobie zaprzeczał czytając namiętnie książki z tego gatunku.
„Problem…” to chińska science and fiction. Niestety tłumaczona z angielskiego na polski. Pierwsza książka autora z Chin przeczytana przeze mnie. Chyba tak było, bo oprócz jakichś opowiadań w „Nowej Fantastyce” raczej się nie zetknąłem. Cixin Liu szturmem zdobył świat literatury science and fiction z anglosaskiego kręgu… I w pewien sposób rozumiem dlaczego.
Powieść zaczyna się mocno: od okrutnych scen z czasów rewolucji kulturalnej w Chinach, gdy naukowcy byli praktycznie rozszarpywani przez tłum. To przerażający, ale jednocześnie bardzo ciekawy okres w chińskiej historii, o której tak na dobrą sprawę nic nie wiem.
Poznajemy Ye Wenjie patrzącą na śmierć ojca, który był wybitnym naukowcem, a ona zostaje zesłana do super tajnej bazy „Czerwony Brzeg”, gdzie przez lata bada przestrzeń kosmiczną w poszukiwaniu obcej cywilizacji. I to ona sprowadza na ludzkość zagładę (odsuniętą w czasie, ale jednak…)
Mamy też przeskok w czasie (do czasów mniej więcej nam współczesnych i do przyszłości) i później głównym bohaterem jest naukowiec Wang Mao, który odkrywa postępek Ye Wenjie i międzyplanetarny spisek, który Ziemianom nie wróży niczego dobrego.
Wrażenia po lekturze mam jak najbardziej pozytywne. Może mnie trochę przytłaczała fizyka i astronomia, no ale bez przesady. I opis świata „Trzech Ciał” – zbyt wydumany i tu jednak mój sceptycyzm wzrósł. Podobał mi się sam styl pisania – prosty i taki zwyczajny. Dobrze prowadzona narracja i ciekawe pomysły związane z Kosmosem, miejscem ludzkości w tym Kosmosie i naszą przyszłością jak najbardziej na plus. Zastanawiam się na ile tłumaczenie z angielskiego na polski, a nie bezpośrednio z oryginału miało wpływ na jakość i wartość powieści. Ogólnie polecam.
P. S. Jako bibliotekarz po tej książce obiecałem sobie, że poczytam coś więcej o rewolucji kulturalnej i maoizmie jako takim, bo naprawdę warto.
Jarek
charliethelibrarian
Jarek
charliethelibrarian
xpil
charliethelibrarian
Pingback: Cixin Liu "Ciemny las" | Blog Charliego Bibliotekarza
zorro