Buenos dias! Moi compadres! Lubicie podróżować? Zwiedzacie Polskę, Europę, świat? Ja szczerze mówiąc sam z siebie raczej tak średnio. Dopiero gdy czynniki zewnętrzne (np. okazja do wolontariatu w Etiopii) stawiają mnie przed faktami dokonanymi staram się stanąć na wysokości zadania. Ale raczej nigdy nie zrobiłbym czegoś co zrobił Wojciech Cejrowski ładnych dwadzieścia lat temu – to znaczy wyruszył samotnie w poszukiwaniu źródeł Orinoko.
Celowo dzisiaj będzie wyłącznie o Panu Wojciechu Cejrowskim z książki. Od czego zacząć? Przez całą książkę przewija się motyw szmaragdów i pewnego czynu zabronionego, a który popełnił był pan Wojciech. Czyn uległ przedawnieniu, i w książce jest to wielokrotnie powtarzane.
Antropolog Wojciech Cejrowski w połowie lat dziewięćdziesiątych wsiada w autobus z Caracas do dzikich ostępów Wenezueli i tam poruszając się lokalnymi środkami transportu, przy pomocy miejscowych przewodników i znajomych (których poznał) dociera do Puerto Ayacucho, by tam zacząć przygotowania do prawdziwej wyprawy do źródeł Oirnoko.
Cejrowski w swej książce zdradza metody i techniki jakimi się posługuje, aby zaskarbić sobie sympatię, podziw, wdzięczność autochtonów. Niektóre z jego metod brzmią trochę pyszałkowato i przemądrzale, ale chyba mu się sprawdzają.
Pan Wojciech opisuje nam różne miasta, miasteczka, specyfikę funkcjonowania południowoamerykańskich krajów, gdzie oficjalne miesza się z nielegalnym, gdzie korupcja nie istnieje, ale dobrze mieć kopertę pod ręką. Gdzie istnieje wiele niepisanych reguł, które pozwalają ludziom prowadzić interesy, które niekoniecznie są legalne. Wydaje mi się, że robi to ze znawstwem, ale też właśnie z pewną dozą wyższości tłumacząc czytelnikom jaki to on jest bystry i mądry, że to rozgryzł.
Książkę czytało mi się baaardzo dobrze. Autor jest świetnym gawędziarzem i anegdot ma mnóstwo. No może poza fragmentami, w których wychodzi z niego totalny germanofob (naprawdę Pan Wojciech ma problem z Niemcami), czy też dziwna pruderyjność, która naprawdę średnio mi pasowała do dorosłego mężczyzny.
Dzięki książce czytelnik zdobędzie kilka praktycznych porad dotyczących przetrwania w amazońskiej dżungli. Pozna śmiertelne zagrożenia (osy, kajmany, piranie, węże), a całkiem proste czynności fizjologiczne w dżungli w momencie, gdy chcemy zachować życie już takie proste nie są.
Naprawdę to ciekawa, wciągająca książka podróżnicza. I czego jak czego, ale odwagi i śmiałości Wojciechowi Cejrowskiemu nie odmówię. Polecam, naprawdę.
P. S. Przez całą książkę przebija się również swojego rodzaju może nie pogarda, ale na pewno spore lekceważenie wszelkich instytucjonalnych wypraw badawczych, turystów z biur podróży. Pan Wojciech z dużą dawką ironii wypowiada się o takim sposobie poznawania kraju i ludzi. I tutaj mamy dużo wspólnego. Doświadczyłem tego w Etiopii, gdzie normalnie pracowałem szkoląc etiopskich nauczycieli oraz instalując panele fotowoltaiczne w szkołach na prowincji. Przebywałem w głównej mierze wśród miejscowych i nie miałem problemu (no może bariera językowa) z nawiązywaniem kontaktów. I muszę się Wam przyznać, że trochę mierzili mnie turyści jeżdżący w klimatyzowanych SUV-ach od atrakcji do atrakcji. Pstrykający fotki i nocujący w luksusowych hotelach. Jak można w ten sposób poznać kraj?