Cześć czołem skąd się w pandemii wziąłem? Otóż siedzę razem z Wami i naprawdę trzymam kciuki żebyśmy już skończyli tę pandemię i żeby można było zaśpiewać: jeszcze będzie normalnie, jeszcze będzie przepięknie, ale na razie się na to nie zapowiada, a tymczasem trzymajcie się w zdrowiu.

Smog w Nanjing. Kevin Dooley Źródło: https://flic.kr/p/ntmH4s

Dzisiaj będzie o jednym z bardziej charakterystycznych pisarzy science and fiction PRL, ale raczej w obecnych czasach zapomnianym. Na pewno ci, którzy wtedy czytywali fantastykę naukową nazwisko kojarzą. Dla mnie to pierwsze spotkanie z prozą Żwikiewicza, którego usilnie cały czas wymawiam jako Żwiżkiewicz. Nie wiem dlaczego tak się dzieje.

Słońce za smogiem. Oleksandr K źródło: https://flic.kr/p/2iRKGca

Będę szczery z Wami moi drodzy – ta książka to była dla mnie udręka. Droga przez mękę. Brnąłem przez tę książkę prawie jak EARL w oparach szkarłatnego smogu choć na początku traktowałem ją jako swoisty eksperyment literacki, zabawa formą i próbę ciekawego opowiedzenia o końcu świata. To później niczym wśród wymienionych przez pisarza dziwnych zabiegów pochłaniania ludzkości i przeobrażeń planety Ziemia męczyłem się straszliwie. Tak czy siak nie ogarnąłem.

Czy to naprawdę smog, a może sypiący się świat? hnt6581. Źródło: https://flic.kr/p/BvDoLo

Jak jeszcze podobały mi się doniesienia prasowe opisujące różnego rodzaju fenomeny na całym globie, fragmenty z rozpadającym się społeczeństwem, krótkie urywki życiorysów różnych ludzi skonfrontowanych z końcem świata. Jakieś urywki rozmów z tajemniczą centralą sugerujące drugie dno.

Kominy i koniec świata. Isengardt Źródło: https://flic.kr/p/7XAjDH

To później jeb jak obuchem wjeżdża jakiś realizm magiczny, jakieś rośliny, jakieś tańce przy księżycu. Piwnica pisarza i rozkład twórczości na czynniki pierwsze, a wszystko to podlane gęstym sosem bełkotu egzystencjalnego. Niestety dla mnie spora część tej książki to przeintelektualizowane bajdurzenie, które można określić jednym mianem – za dużo grzybków w barszcz pan Wiktor chciał wcisnąć. I wyszło mu monstrum literackie, niestrawne, w którym nie ma pożywności jest tylko zapychająca i rozpychająca jelita breja. (Zdaję sobie sprawę, że to mocne słowa pan Wiktor szanowany bowiem mocno jest w środowisku, ale inaczej nie mogę.).

Czy to naprawdę Nowy Jork za smogiem? Toni Źródło: https://flic.kr/p/eDni8

Nie znam innych książek Żwikiewicza, ale mam zamiar je poznać. Być może brakuje mi wyrobienia i ogłady literackiej. Ale wiem co czuję, gdy czytam książkę. A tutaj czułem gulę podchodzącą do gardła, co chwila pytania w stylu o ch*j tu chodzi. Czy będzie jakiś sensowny koniec? Gdzie się podział jakikolwiek popychający do przodu akcję zabieg literacki. Czy jest tu w ogóle akcja? A może ja przegapiłem coś ważnego, to może się wrócę i spróbuję zrozumieć? Nie to nic nie daje. Szczerze – nie polecam. Chyba, że chcecie mieć swoje zdanie wyrobione to wtedy tak.

P. S. Wydaje mi się, że też można czerwony smog odczytać jako metaforę socjalizmu, który niszczy bez ładu i składu, ale też końcówka książki nie pozostawia wątpliwości o co w tym chodzi.

Comments (6)

  1. Odpowiedz

    Ja znam tylko kilka opowiadań i faktycznie, jest w nich nieco przerostu formy nad treścią, ale język interesujący był i same koncepcje też niczego sobie. Mam jakąś powieść Żwikiewicza i trochę się boję, że w masie to może być mniej strawne.

    • Odpowiedz

      To jest tak, że w tej książce są naprawdę fajne i dobre fragmenty, które giną w masie egzystencjalnej papki. Opowiadań pana Wiktora nie kojarzę, ale może to był faktycznie błąd, że zacząłem od książki.

      A gdy czytam sobie życiorys pana Wiktora to po raz kolejny zaskakuje mnie rzecz, która kiedyś była normalna – otóż inżynierowie, technicy interesowali się literaturą i sztuką, działali w teatrach, kabaretach. Czy to na studiach czy później. I powstawały ciekawe rzeczy. I ten podział na humanistów i technicznych nie był taki wyraźny. A humaniści interesowali się techniką. Gdzie to zginęło, gdzie to się podziało?

      • Odpowiedz

        Nie wiem, gdzie to zginęło, ale jak na początku lat 90. szedłem do liceum, to już były podziały na babskie humany bez przyszłości i mat-fizy dla prawdziwych mężczyzn chętnych do kariery w komputerach. I jak już chłopaki z mat-fizu czytali, to fantastykę :) A dziś to już nawet ważni ministrowie mówią, że humanistyka to bez sensu.

        • Odpowiedz

          No u mnie to już był podział ewidentny, ale przecież od zawsze wiadomo, że najlepszy jest miks wszystkiego. Pomysły, które się przeplatają wiedza humanistyczna i techniczna. Przecież Lem nie stworzyłby nawet w połowie tak genialnych książek, gdyby nie przejawiał zainteresowań humanistycznych i technicznych jednocześnie. A najgorsza dla mnie to wymówka, że jestem humanistą to na matematyce nie muszę się znać, albo że ja tam informatyk to co mi tam po literaturze. I oczywiście biję się w pierś, bo sam jej używałem kiedyś często, gęsto.

  2. Odpowiedz

    O chłooopie, jak ja Cię rozumiem :D Moja relacja z twórczością Żwikiewicza też jest pełna cierni. Czytałam „Kajomars i inne opowiadania” oraz „Delirium w Tharsys” (pisałam o tych rzeczach zresztą u siebie, powinno się znaleźć po frazie „Żwikiewicz” w wyszukiwarce – notki są bezspoilowe, a prawdę mówiąc nawet nie wiem, czy umiałaby zaspoilować te książki). Z jednej strony, podoba mi się u autora niesamowita plastyczność opisów, a w „Delirium…” ta naprawdę deliryczna narracja. Z drugiej – czytam i na serio nie mam pojęcia o czym xD Ale „Drugiej jesieni” nie znam i trochę mnie korci, żeby po to sięgnąć. :) Dzięki za inspirację!

    • Odpowiedz

      Hej, dzięki wielkie za info do Twoich wpisów o Żwikiewiczu – świetne teksty :D Mnie na pewno zachęciłaś do przeczytania jego książek. Może w tych opowiadaniach odnajdę coś więcej.

Skomentuj Fraa Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.