Konsekwentnie bez rozbudowanych wstępniaków, bo naprawdę zima zła, a rosyjskie ogry nie odpuszczają.
Trzeci tom cyklu Yggdrasil, który to (cykl) w mojej skromnej opinii jest jednym z lepszych wydarzeń książkowych na polskim rynku wydawniczym i naprawdę powinien być przedstawiony światu i szerszej międzynarodowej społeczności, bo nie mamy się czego wstydzić.
Podrzucki wciąż potrafi człowieka zaskoczyć i to pozytywnie! W trzecim tomie dzieje się jeszcze więcej i jeszcze bardziej! Mamy już kilkanaście wątków, ciężko się połapać, kto kogo goni, jak to wygląda od strony formalno – prawnej i dokąd nocą tupta manenken, ale i tak jest wystrzałowo.
Z tymże im więcej wątków, postaci tym bardziej daje o sobie znać deux ex machina i bohaterowie oraz bohaterki wychodzą bez szwanku z każdej opresji. No i to męczy na dłuższą metę. Poza tym przez to być może, że dużo się dzieje to jednak wszystko się rozmyło. Wizja ludzkości na koniec książki jakaś taka płynna i rozcieńczona. Ogólnie bohaterowie też potracili swoje indywidualne cechy. I to właśnie trochę męczy.
Za to powiem Wam co mnie nie męczyło – otóż świat przedstawiony! Odsłanianie coraz większej liczby detali, ciekawostek i informacji o świecie Yggdrasil, o Drzewach, o ludziach żyjących na Marsie, o samej Germinacji i okolicznościach w jakich do niej doszło. Czyli było to co lubię najbardziej.
Niestety ze smutkiem muszę stwierdzić, że w moim odczuciu autor się mocno zagalopował i namnożył tyle tych wątków i musiał jakoś to zakończyć, a zakończył moim skromnym zdaniem średnio na jeża. Serio czułem się rozczarowany zakończeniem, które odebrałem jako drogę na skróty i mocno na wyrost. Ale to moje odczucia, że w końcu wyszedł taki groch z kapustą, za dużo grzybków w barszcz i wizja trochę niespójna.
Cały cykl to perełka, jeśli chodzi o polską literaturę science and fiction i naprawdę warto się z nią zapoznać. Polecam gorąco! Bo jest jazda bez trzymanki.