Moi drodzy Czytelnicy, którzy wiernie zaglądają na poletko czy też raczej totalny ugór jakim stał się mój blog. Niczym polityk, który mówi, że troszczy się o ludzi, a nie o swoje koryto, tak ja po raz kolejny staram się obiecać Wam, że (jeśli Was to interesuje) odgruzuję mojego bloga i będę starał się zamieszczać regularnie jakieś wpisy. Mam nadzieję, że moja obietnica będzie więcej warta niż słowa polityka. Jeśli tak się nie stanie niech sczeznę ja i pchły moje.
Dzień dobry. Moi drodzy macie czasem tak, że jakaś książka jest dla Was odkryciem tak niesamowitym, że podczas jej czytania cały czas wpadacie w zachwyt niemożebny do opisania? I to zachwyt z różnych powodów – a to książka jest cudownym językiem napisana, a to fabuła wciąga i wsysa, a to piękne rzeczy w książce się dzieją, a to nagle odkrywacie coś, co powinno być oczywiste dla wszystkich, a Wy się dziwicie dlaczego tak nie jest. Ja Wam dzisiaj opowiem o takiej książce (która spodobała mi się, ze względu na tematykę jaką porusza) i troszkę o jej autorze, który wiódł arcyciekawy i pełen przygód żywot. Żywot podróżnika, badacza, żołnierza, szpiega, pisarza. A przez to, że walczył z bolszewikami, opisywał krwawe dzieje rewolucji w sposób mało rewolucjonistom przychylny i popełnił był książkę o Leninie – przez to został skazany po wojnie (tej drugiej) na zapomnienie i wymazanie z pamięci polskiego społeczeństwa.
Dołączyłem do pewnego projektu. Projekt Kraszewski to inicjatywa świetna i czasem trzeba coś zrobić kolektywnie i w grupie. Postanowiłem pomóc entuzjastom i również przeczytać jakąś książkę tego pisarza. Z lat młodości pamiętam „Starą baśń” oraz „Hrabinę Cosel”. Więcej książek chyba nie czytałem, a za wszystkie nieprzeczytane serdecznie żałuję i proszę o możliwość przeczytania większej ilości.…