
Dzisiaj pierwszego maja! Dlatego przy tej okazji o przeczytanej już dawno temu przeze mnie powieści produkcyjnej Tadeusza Konwickiego. Jak sam tytuł wskazuje powieść toczy się podczas budowy bardzo ważnej inwestycji kolejowej.
Ta książka to debiut wydawniczy Konwickiego z 1950 roku, co nie znaczy, że Konwicki nic wcześniej nie pisał. Pierwszą powieścią autora są Rojsty, którą cofnęła mu cenzura. A Przy budowie to książka na wskroś socrealistyczna, dodać można, że jedna z pierwszych pisanych w tym duchu. Konwicki nawet pisząc dla systemu totalitarnego wytyczył nowe drogie i standardy pisania takich produkcyjniaków.
Mamy postać głównego bohatera Pawła Czajkowskiego, któren to należy do aktywu partyjnego i jest wysłany chyba na wschód, gdzie powstaje ważna linia kolejowa. Linia ma być gotowa na 22 lipca 1950 roku. Wymowna data, której nie wolno przekroczyć.
Paweł to ideał nowego człowieka. Pochodzi z biednej robotniczej rodziny, przed wojną pracował ciężko na różnych budowach wraz z ojcem, podczas wojny walczył w partyzance, a teraz buduje nowy ład. Choć inteligent (wykształcenie ma) to świetnie rozumie robotniczy los i z każdym się potrafi dogadać. A trudności na budowie wiele.
Robotnicy nie chcą pracować, bo są nieuświadomieni politycznie chodzi im tylko o zarobek, spora część inżynierów to wykształceni jeszcze przed wojną wrogowie klasowi, ale innych nie ma, jakaś szajka złodziei grasuje w okolicy okradając spółdzielcze sklepy. W dodatku przebywający na miejscu urzędnicy nie radzą sobie z gospodarką planową i wytycznymi z centrali. Swoją drogą na tej budowie to wydaje się, że jest tyle samo urzędników i biurokratów co robotników…
Ta cienka książka ma wszelkie wady powieści socrealistycznej – fabuła jest praktycznie nijaka, postacie są szablonowe, problemy jakie napotyka Paweł wystarczy rozwiązać za pomocą jednego spotkania robotników z dyrekcją, agitacyjnymi zebraniami i szkoleniami partyjnymi. Od razu świadomość polityczna wśród masy robotniczej wzrasta automatycznie i już nikt nie podnosi głosu na władzę centralną. Wszyscy podpisują umowy o współzawodnictwo i starają się zostać przodownikami pracy. A szajka złodziei zostaje złapana dzięki czujności i postawie obywatelskiej robotników. Pomysły racjonalizatorskie samych robotników ocalają budowę przed zawaleniem terminów.
Bajka! Bajka, którą czyta się wbrew pozorom bardzo lekko i nawet sztywny, wymuszony język jakim posługują się partyjni towarzysze nie drażni tak bardzo. Z dzisiejszej perspektywy śmieszy ten przykład nowomowy socjalistycznej.
Konwicki choć stworzył podwaliny i wytyczył ścieżki rozwoju powieści produkcyjnej to jednocześnie pokazał patologie jakie tworzyły się przy tego typu inwestycjach i ogólnie przy gospodarce centralnie planowanej i sterowanej, bo papier wszystko przyjmie. Normy na papierze się zgadzają, a to że budowa jest w czarnej dupie to nic. ORMO bije robotników (jest taka scena i ona jest piękna w swej wymowie antysystemowej), wódka panoszy się wszędzie, a masa robotnicza nie widzi dalej niż czubek własnego nosa. Tak samo partyjni działacze kręcą wałki na lewo i prawo i dopiero stanowcze działanie kolektywu pozwala na ukaranie winnych opóźnień. Zresztą zawsze winni są ONI – burżuje, kułaki, wrogowie ludu. To ONI spiskują przeciwko władzy ludowej, bo przecież to, że nic nie wychodzi to nie może być wina PARTII, która jest nieomylna.
Mam mieszane uczucia co do tej książki – bo choć jest pełna propagandy i tej dziwnej, komunistycznej nowomowy to jednak czytało mi się ją bardzo dobrze. Zwłaszcza jeśli chodzi o fragmenty, w których Paweł mówi o równości, braterstwie i wspólnocie. O tym, że wreszcie kraj należy do ludzi, nie ma wyzyskiwaczy i bogaczy, a każdy dostanie według zasług i czynów. Szkoda, że wszyscy wiemy jak to się skończyło. Z drugiej strony to książka wydana w ramach cyklu „W kuźni planu sześcioletniego” a więc podczas najsilniejszej komunistycznej nagonki na wszystko co jest niezgodne z linią partii i co nie pasuje do oficjalnej propagandy.
Książkę czytało mi się zadziwiająco dobrze i z czystym sumieniem ją polecam jako taką ciekawostkę literacką, wspomnienie czasów słusznie minionych, a także wyprawę poznawczą jak to kiedyś, wykuwał się nowy ład i nowy człowiek. Przytaczam fragment:
Na zakończenie inżynier Czapor powiedział:
– Towarzysze, idzie wiosna, na budowę przyjdą nowi ludzie. Przyjmiemy ich już jako zwarty, mocny, świadomy swoich zadań kolektyw. Przyjmiemy ich i nie damy się rozproszyć. Wręcz przeciwnie, umocnimy się jeszcze bardziej, prowadząc walkę o nowego człowieka. Bowiem plan sześcioletni jak wielka powódź, będzie ogarniał coraz większe tereny, całą Polskę, zewsząd wyciągnie każdego obywatela i uniesie ze sobą. Z tych sześciu lat wyjdzie nowy, piękny człowiek.
Na zakończenie inżynier Czapor powiedział:
– Towarzysze, idzie wiosna, na budowę przyjdą nowi ludzie. Przyjmiemy ich już jako zwarty, mocny, świadomy swoich zadań kolektyw. Przyjmiemy ich i nie damy się rozproszyć. Wręcz przeciwnie, umocnimy się jeszcze bardziej, prowadząc walkę o nowego człowieka. Bowiem plan sześcioletni jak wielka powódź, będzie ogarniał coraz większe tereny, całą Polskę, zewsząd wyciągnie każdego obywatela i uniesie ze sobą. Z tych sześciu lat wyjdzie nowy, piękny człowiek.