Lemie, mój Lemie cóżeś mi uczynił! Ano to, że pisarstwem swoim rozjaśniasz mroki średniowiecza nie tylko na Ziemi, ale również na innych planetach. Wyobraźnia twa niezmierzona, a pokłady absurdu, humoru i mądrości niezgłębione. Po tym jakże lizusowskim wstępie opowiem Wam o kolejnej mojej książce Lema.
„Wizja lokalna” to pamiętnik znanego nam (albo przynajmniej mi) Ijona Tichiego, który w swych „Dziennikach gwiazdowych” opisywał podróże po kosmosie małe i duże. Tym razem Tichy jedzie na zasłużony odpoczynek do Szwajcarii, gdzie przez przypadek spotyka profesora z wielce tajemniczego instytutu zajmującego się kontaktami z pozaziemskimi cywilizacjami. Ale robią to w taki pokręcony sposób, że szkoda gadać. Otóż okazało się, że Tichy podczas swoich podróży wylądował na sztucznym satelicie planety Encja, a nie na samej planecie. I Encjanie są bardzo oburzeni tym co Tichy napisał w swoich dziennikach o ich planecie, choć na planecie de facto nie był. Żeby lepiej poznać i zrozumieć Encję Tichy zaczyna przesiadywać w bibliotece instytutu i zgłębia tajniki cywilizacji encjańskiej. Na planecie tej są dwa „państwa” zamieszkiwane przez pochodzących od ptaków Człaków. Jedni to Kurdlowie, którzy mieszkają w kurdlach czyli ogromnych Miastodontach i mają ustrój totalitarny, poza którym nie ma nic lepszego. Drudzy Luzanie osiągnęli szczyt rozwoju technologicznego, kulturalnego i naukowego. Łatwo skojarzyć, że układ polityczny Encji to alegoria świata Zachodu i państw demokracji ludowej, „Wizja Lokalna” została napisana w 1982 roku.
Podczas opisywania studiów nad Encją słowami Ijona Lem popłynął zupełnie. Popłynął w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa. Fantazja, wyobraźnia, zdolności językowe w zakresie tworzenia neologizmów, przenikliwość spostrzeżeń dotyczących obcej cywilizacji, które tak naprawdę są uwagami na temat naszej ludzkiej natury to po prostu mistrzostwo. A wszystko to podlane absurdem, groteską i humorem.
Opis zwyczajów godowych Encjan to po prostu wisienka na czubku cudownego tortu. Sposób rozmnażania Encjan bowiem diametralnie różni się od ziemskich. Encjanie zapładniają się w biegu dzięki pyłkom! Nie ma u nich bezpośredniego kontaktu cielesnego, dlatego są wolni od wstydu, nie znają uczucia zażenowania związanego z prokreacją. Ba! Urządzają sobie zawody, w których młodzi Encjanie ścigają się, by jak najszybciej zapłodnić samicę! Uczeni Encjańscy współczują nam Ziemianom, za to, że tak beznadziejnie zostaliśmy zaprojektowani przez naturę:
„Prymitywizm, i to w najgorszym guście, głoszą widać tam, gdzie defekację od prokreacji oddziela parę milimetrów albo i mniej. […] Wszelako ten oszczędnościowy sposób złączenia w jednym miejscu i kanale funkcji tak diametralnych , jak usuwanie z organizmu nieczystości i uprawianie miłości, musiał się stać zgubą budującego kulturę rozumu.”
Poeci luzańscy piszą poematy, w których głęboko współczują ludziom i łączą się z nimi w bulu i nadzieji bólu i nadziei.
Ogromna odległość między Encją a Ziemią, brak zrozumienia kontekstów cywilizacyjnych i kulturowych może prowadzić do nieporozumień w interpretacji pewnych zachowań społecznych:
„[…] raport do użytku służbowego, jaki encjańscy terratologiści złożyli swoim władzom po zapoznaniu się z licznymi emisjami telewizji ziemskiej. Szczególną ich zgrozę wzbudziły konkursy na miss piękności świata. Uosobienie zła stanowi dla ludzi lokalna grawitacja, przy czym w walce z nią poświęcane są określone części ciała. Z niepojętych przyczyn kobiety muszą demonstrować swój udział w tym zmaganiu stale, mężczyźni natomiast tylko okresowo. Prawdopodobnie świadomość takiej dysproporcji wywołuje protesty samic homo sap., zwane ruchem wyzwolenia kobiet. Bojowniczki ruchu demonstracyjnie odmawiają noszenia pod odzieżą specjalnej uprzęży (chomąta), która przeciwdziała grawitacyjnemu opadaniu wyrostków karmicielskich , symbolizujących aktywność życia. Walka biustów z ciążeniem zawsze kończy się ich klęską, o czym ludziom z góry musi być wiadomo, bo z wiekiem słabnie napięcie tkanek. […] Niesprawiedliwość tego kodeksu zachowań jest tym bardziej rażąca, że jak się wspomniało, samców analogiczne demonstrowanie niepodległości obowiązuje tylko kiedy niekiedy, a i to przez czas bardzo krótki.”
Takich tekstów jest znacznie więcej.
Oprócz humoru, absurdu i groteski Lem przemyca w swej książce humanistyczne i raczej pacyfistyczne spojrzenie na świat. W opowieści adwokata Finkelsteina, który był więźniem w obozie zagłady widać zdrowo rozsądkowe podejście do natury wszechświata:
„Szczęście splata się z nieszczęściem w rozmaity sposób, moi panowie. […] Odtąd zdaje mi się, że ludziom powinien w zupełności wystarczyć brak nieszczęścia. Żeby nikt nie mógł tłuc ludzi ludzi jak wszy nad ogniem i mówić, że to jest na przykład wyższa konieczność dziejowa[…]”
Lem dzięki sprytnemu zabiegowi umieszczania wydarzeń w swoich książkach, gdzieś tam w kosmosie mógł bezkarnie jechać po polityce, wojnach, ustrojach państwowych i tak dalej i tak dalej.
Żeby nie było tak różowo. Czasem za dużo było tych neologizmów, słów z dużą ilością x o i y, trochę to męczyło. A historia Encji zagmatwana momentami, że aż strach. To jednak tylko drobne niedogodności w tej niewiarygodnie dobrej książce. Polecam gorąco!
Zbyszekspir
charliethelibrarian
Ysabell