Ja wiem, że alkohol to zło, a jego nadużywanie prowadzi często do patologii.
Znam jego zgubne skutki na własnej skórze… a może lepiej będzie powiedzieć na własnej wątrobie. Dlatego staram się hołdować zasadzie złotego środka (czasem mi się nie udaje i ponoszę sromotną klęskę, lecz z upadku podnoszę się i podejmuję dalszą walkę).
Nic więc dziwnego, że od zawsze aktywiści, działacze wszelakich lig trzeźwości, lekarze promowali różnego rodzaju kuracje antyalkoholowe, lecz to co wymyślili osiemdziesiąt lat temu Amerykanie…
Ich pomysły walki z alkoholem przerażają i przyprawiają o dreszcze…
„Prawidłowa kuracja lekarska”? Na pewno ukąszenia pszczół były doskonałą terapią szokową i wielu pijaków skutecznie zniechęciły do spożywania nadmiernych ilości trunków wysokoprocentowych. Mając do wyboru: abstynencję albo wielokrotne użądlenie przez pszczoły, wielu wybrałoby abstynencję.
Co do jadu pszczelego, czyli apitoksyny, jako substancji leczniczej, na Wikipedii (wiem, wiem, bibliotekarz a jedzie po najmniejszej linii oporu), znajdziemy informację, że jad pszczeli jest wykorzystywany farmakologicznie, a medycyna ludowa od wieków poleca ukąszenia pszczół. Istnieje również coś takiego jak apiterapia, czyli leczenie produktami pochodzącymi od pszczół. Dziś też można dać się pokąsać przez pszczoły w celach zdrowotnych (oczywiście pod kontrolą lekarza).
Mam nadzieję, że swoim wpisem nie przyczynię się do powrotu pomysłu sprzed lat i nikt w Izbach Wytrzeźwień nie będzie pijaków wrzucał do ulów.
P. S. Tradycyjnie już napiszę Wam, że znalezione w Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej.
J.
charliethelibrarian
J.
zacofany.w.lekturze
charliethelibrarian
Agnes
Agnes
Agnes
charliethelibrarian
charliethelibrarian
Agnes
charliethelibrarian
Agnes
charliethelibrarian
Agnes
Agnes
Agnes
Agnes
Agnes
Agnes
Agnes
Agnes
Agnes
charliethelibrarian
Agnes
charliethelibrarian