Poul Anderson "Stanie się czas"

Poul Anderson „Stanie się czas”

No dobra dzieciaczki dawno mnie nie było ale to nie znaczy, że Charlie przestał czytać książki czy też przestał oddychać! Żyję, mam się całkiem dobrze a zresztą podobno jest dobry news dla mnie, więc chciałbym się podzielić z wami kolejną przeczytaną książką.

Poul Anderson to bardzo płodny i zasłużony pisarz jeśli chodzi o książki z gatunku science – fiction. Laureat nagród Nebuli czy też Hugo. A książeczka o której będę pisał była swego czasu bardzo popularna na Zachodzie.

I właśnie stwierdzenia „swego czasu” będę się uporczywie trzymał. Albowiem mamy tutaj opowieść o podróżniku w czasie! Ten podróżnik sobie skacze w te i we wte po epokach i próbuje jakoś tam zarobić na życie. Jest to jedno z niespełnionych marzeń ludzkości, które tak naprawdę objawiło się dopiero po książce Wellsa, czyli po „Wehikule czasu”. Ach, móc tak wrócić się do przeszłości i zmienić przyszłość. Nie znam nikogo kto nie oparłby się takiej pokusie. Temat podróży w czasie został wyeksploatowany zarówno jeśli chodzi o literaturę jak i X muzę czyli kino, o telewizji nie wspominając. „Powrót do przyszłości” czy wiele, wiele innych filmów lub seriali ukształtowało pewien sposób myślenia na temat podróży w czasie.

W książce Andersona, która została napisana w latach siedemdziesiątych, podróże w czasie to wynik mutacji genetycznej. Na przestrzeni wieków po prostu trafiali się goście, którzy mogli cofać się w czasie jak i przeskakiwać do przyszłości. Narratorem opowieści jest lekarz z małego amerykanckiego miasteczka, który opiekował się takim właśnie chłopczykiem co posiadł ową niespotykaną zdolność. No i mamy historię – kolo skacze sobie w przód i w tył i mówi, że będzie nuklearna wojna i ogólnie zagłada ludzkości a później znów będzie fajnie. W to wszystko jest jeszcze zamieszana organizacja, założona przez innego podróżnika w czasie z dziewiętnastego wieku co chce urządzić przyszłość po swojemu. Główny bohater czyli ten chłopczyk, który oczywiście dorasta, najpierw należy do organizacji ale później się buntuje i z organizacją walczy aż po czasu kres.

W książce nomen omen najbardziej daje się odczuć upływ czasu. Otóż Anderson wieszczył wojną na atomówki między Wschodem a Zachodem. Wojna miała wybuchnąć na początku lat dziewięćdziesiątych. Uff… Na szczęście jego wieszczenie można o kant dupy rozbić i dziś Charlie może pisać swojego bloga będąc w miarę spokojnym o przyszłość.

Książka to takie typowe czytadło. Szybko, łatwo, bezboleśnie i w miarę przyjemnie. Kilka pomysłów jeśli chodzi o podróże w czasie całkiem spoko. Anderson wykombinował, że mamy ograniczenie miejsca. A więc można zmieniać czas ale nie miejsce. A więc nie można sobie z Krakowa dwudziestego pierwszego wieku przeskoczyć do Nowego Orleanu wieku dziewiętnastego. Trzeba być fizycznie obecnym w miejscu gdzie się chcemy cofać. Ogólnie lektura spoko ale bez żadnej rewelacji. Taka tam popierdółka a nie Kiler.

Comments (3)

  1. MR

    Odpowiedz

    witam, coś się chyba RSS sypnął, albo zmienił, bo przestały mi dochodzić wieści z twojej strony. Zachodzę a tu multum nowych tekstów.
    A Anderson w pisaniu „czytadeł” jest niezastąpioy :)
    pozdrawiam

    • charliethelibrarian

      Odpowiedz

      Możliwe, że coś się pomieszało bo ostatnio coś tam grzebałem :) No ale może teraz będzie wszystko w porządku.
      No takie to czytadło było ale całkiem w porządku :)

      Pozdrawiam

  2. Pingback: Poul Anderson "Orbita bez końca" | Blog Charliego Bibliotekarza

Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.