Moi drodzy Czytelnicy, którzy wiernie zaglądają na poletko czy też raczej totalny ugór jakim stał się mój blog. Niczym polityk, który mówi, że troszczy się o ludzi, a nie o swoje koryto, tak ja po raz kolejny staram się obiecać Wam, że (jeśli Was to interesuje) odgruzuję mojego bloga i będę starał się zamieszczać regularnie jakieś wpisy. Mam nadzieję, że moja obietnica będzie więcej warta niż słowa polityka. Jeśli tak się nie stanie niech sczeznę ja i pchły moje.

Wziąłem sobie na warsztat antologię, którą przygotował Julian Tuwim pod koniec lat czterdziestych. Celem antologii było (tak mi się przynajmniej wydaje) zebranie pierwszych tekstów z literatury polskiej, które można nazwać dziełami fantastycznymi, ale nie baśniami, nie legendami tylko autonomicznymi tekstami.

I Julian Tuwim takowe dzieło rozpoczął. Dodam, że czaiłem się na ten zbiorek od dawna. Magnesem było oczywiście nazwisko Tuwima, który postarał się stworzyć antologię obrazującą historię polskiej fantastyki (bardzo szeroko rozumianej) od początków polskiej literatury.

Oczywiście jak każda antologia ta również jest wybiórcza, a Tuwim miłośnikiem staroci był, wszelkich ciekawostek literaturoznawczych, starych ksiąg, almanachów i tym podobnych cymeliów i w tym zbiorku poruszał się według własnego wyczucia i upodobania i raczej nie starał się być obiektywny.

Zacznę może od tego, że ze wszystkich autorów zamieszonych w antologii kojarzyłem nazwiska dwóch: Henryka Rzewuskiego (za sprawą jego najsłynniejszego dzieła czyli Pamiątek Soplicy). W tej antologii Tuwim zamieścił jedno opowiadanie Rzewuskiego o tytule Ja gorę (dało nazwę całej antologii), które równocześnie jest najlepszym opowiadaniem. Otóż Rzewuski świetnie miesza bajkopisarstwo, lanie wody, wydumane historie szlacheckie z ludowymi opowieściami o diable, zemście rodowej i wiecznym potępieniu. Dodatkowo robi to z zauważalnym humorem i świetnym, żywym językiem (który oczywiście jest odpowiedni do czasów, gdy opowiadanie powstało).

Drugim autorem, który jest mi znany to Jan Potocki, autora słynnego Rękopisu znalezionego w Saragossie, a fragment Rękopisu czyli Historia komandora Torelwy znalazł się w antologii. Opowieść o pojedynku z duchem hrabiego z potężnego rodu, który trwa noc w noc i wyczerpuje siły komandora okazała się całkiem zgrabna, ale bez szału.

Utwory pochodzą z osiemnastego i dziewiętnastego stulecia. Mamy różnorodny przekrój opowiadań. Od ludowej opowiastki o diable, który mami obietnicami fortuny i ogromnego bogactwa po gotyckie historie, w których zły starzec oszukuje młodego panicza swoją mądrością i wiedzą i doprowadza hrabiego do szaleństwa.

W zbiorze znajdziemy historyjki zarówno zabawne, groteskowe jak i na poważnie próbujące wystraszyć czytelnika sprzed wieków, bo zaryzykuję stwierdzenie, że już czytelnik z czasów Tuwima traktował opowiadania jako ciekawostkę, swoiste kuriozum czy też pożyteczną lekcję z zakresu historii literatury polskiej.

Mnóstwo staropolszczyzny, która często wydawała mi się niezrozumiała, a przecież na co dzień zdarza mi się obcować z dziełami, których język jest staroświecki. Brakowało mi przyznaję się Wam szczerze jakiegokolwiek słowniczka, który mógłby mi wyjaśnić znaczenie co poniektórych wyrazów. Oczywiście sporej części się domyślałem czy to przez podobne brzmienie w języku angielskim lub niemieckim czy też poprzez kontekst w jakim zostały użyte.

Najbardziej utkwił mi w pamięci „bibosz”, który w tekście z wieku dziewiętnastego się odnalazł i ostał. A przecież bibosz i słynna biba znów wracają do łask (bardziej biba niż bibosz), ale łatwo nawet wśród młodocianych miłośników imprezowania dowiedzieć się co to jest bibosz :)

Zadziwiające (a może nie aż tak bardzo), ale bardziej trafiały do mnie opowiadania dotyczące konotacji dyabła ze szlachtą czy też prostym ludem (Diabeł w Krakowie Lucjana Siemieńskiego) niż gotyckie opowiadania związane z egzystencjalnym bólem istnienia – ten styl jak dla mnie jest przebrzmiały i trąci nadmiernym nadęciem i zbędną, nudną egzaltacją.

XVII- OSTADE_Adriaen_Jansz_van_The_Drinker

Prostym bibliotekarzem jestem i ciężko mi wczuć się w problemy hrabiów z Weltschmerzem – nie ogarniam zwyczajnie takich rzeczy. Mnie najwyżej spotyka Reisefieber – i to dosyć często. Nawet przed zwyczajnym wyjazdem do niedalekich miejscowości pod Krakowem często się stresuję. Dziwne to, ale tak już mam.

Mniejsza z tym. Wracając do książki – ciekawe doświadczenie, na pewno wzbogaciło moją wiedzę o polskiej literaturze. Wiem, że pojawiły się wznowienia w latach osiemdziesiątych, ale nie sądzę aby były wyposażone w słowniczki terminów i tym podobnych udziwnień, które mogłyby współczesnemu czytelnikowi pomóc odnaleźć się w najeżonej makaronizmami polszczyźnie. Nic to – ważne, że Tuwimowi się chciało kiedyś takie rzeczy wygrzebać i zostawić dla potomnych. To niezwykle istotne, a ja jestem jednym z tych potomnych, który dzisiaj dla Was odgrzebuje z kolei takową książkę.

P. s. 1 Chociaż pojawiał się w moim wpisie termin fantastyka polska, to raczej nie traktujcie go jako terminu, który determinuje i etykietuje ten zbiór. To po prostu uproszczenie, które pozwala się troszkę ogarnąć.

P. s. 2 We wpisie macie ilustracje z wydania z roku 1949  znanego Pana Szancera i jeden obraz pijaka.

Comments (14)

  1. Rob

    Odpowiedz

    ja czytałem wersje z l80 i tam chyba były przypisy ale głowy nie dam czy w pierwszym tomie czy następnych :)

  2. Odpowiedz

    O proszę, prezentujesz kolejne tomiszcze, które boleśnie uświadamia mi jak niewiele wiem na temat polskiej literatury. Nie miałem zielonego pojęcia, że pan Tuwim miał na koncie takie ambitne projekty.

    • Odpowiedz

      Nie jestem pewien czy Tuwim chciał to rozwinąć w projekt, ale faktycznie w latach osiemdziesiątych ukazało się kilka tomów tej antologii pod zbiorczym tytułem jak tytuł posta.

  3. Odpowiedz

    Twój wpis przypomniał mi o dwóch rzeczach. Po pierwsze, zapomniałem z WBP wypożyczyć „Pamiętnik …” Potockiego, bo w gminnej poszedł do ludzi :) Po drugie, muszę wrócić do napoczętego „Cicer cum caule …” :)
    PS. Czy wydanie z lat 80tych też wzbogacone jest Szancerem?

    • Odpowiedz

      Sprawdziłem tylko pierwszy tom i nie ma rysunków. A w ogóle to jakoś to dziwnie wydali i jakby rozbili na dwa tomy to co Tuwim zrobi.

      „Cicer cum caule…” jest przecudowną książką. Z Tuwimem pod tym względem mógłbym spokojnie się dogadać. A najbardziej mnie uderzyła jego notka o tym, że w jego łódzkim mieszkaniu miał przebogate zbiory i wszystko spłonęło doszczętnie podczas drugiej wojny światowej.

      BTW. Paczkę nadam w poniedziałek – jak dobrze pójdzie.

  4. Beata P.

    Odpowiedz

    Mam w domu (chyba) wszystkie tomy tej antologii wydane w latach 80. (jak to dobrze, że Rodzice też są miłośnikami literatury) Czytałam bardzo wybiórczo, zbierając materiały do Ponurych Poniedziałków. Nie wszystko zrozumiałam, ale czasem ciężko mi się odnaleźć w tego rodzaju literaturze z dawnych lat;) Za to faktycznie trafiały się interesujące teksty;)

    • Odpowiedz

      To nie jest proste. Mnie brakuje aparatu poznawczego w postaci rozbudowanego słownika i znajomości realiów, ale czasem coś tam człowiek, gdzieś wyczytał. Fajnie tak spróbować czegoś zupełnie innego.

  5. Odpowiedz

    Totalnie mnie zmotywowałeś, żebym wróciła do tego zbioru :D Zaczęłam go czytać iks lat temu, z bliżej niewyjaśnionych przyczyn przerwałam i od tamtego czasu obiecuję sobie, że dokończę. No i nadeszła pora, by od obietnic przejść do czynów. Mam dwutomowe wydanie z 1976… niestety, bez obrazków :( Ale „Ja gorę” takoż utknęło mi w pamięci :)

Skomentuj charliethelibrarian Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Connect with Facebook

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.