Lubię swoją pracę. Autentycznie. Dzięki niej często miewam zupełnie za friko podróże w przeszłość.
Jakim cudem spytacie się ciekawscy moi czytelnicy?
Otóż przepis jest prosty jak budowa cepa (choć cepem to trza machać umić a nie tylko wymachiwać jak chujim – jak mawia sąsiad mojego dziadka).
Bierzecie starą gazecinę – taki najlepiej tzw. „tygodnik opinii” i zasiadacie do czytania. Przedział czasowy jaki można sobie wybrać jest dowolny – ja osobiście preferuję lata 50 – te i 60 – te XX wieku. Wówczas to ludzie rośli w siłę a Polska żyła dostatniej czy jakoś tak. Naprawdę dawka takiej prasy może sprawić, że człowiek obudzi się skacowany w socrealistycznej rzeczywistości. A takiego kaca to ja sobie nie życzę!…. Bo nie!
Moim wehikułem czasu dziś była „Polityka” numer 30 (490) Rok X z 23 lipca 1966 roku.
Poświęcony głównie tysiącleciu państwa polskiego. Ale co mnie zainteresowało to artykulik pana Waldemara Babinicza „Pofantazjujmy…” jak sprawdziłem na Wiki człowiek ten był pisarzem i pedagogiem.
Wracając do artykułu – pan Babinicz zadał swoim studentom pracę by napisali jak wyobrażają sobie rok zwaj tauzend (2000). I tu się nieźle uśmiałem. Następnie przyszła refleksja, że mogła być zbitka autora z tego ale nie jestem pewien. Przytoczone prace napisali reprezentanci różnych zawodów, jest również bibliotekarz!!!
I cóż tam nasz kolega po fachu wypisał:
„-Mam dwadzieścia dziewięć lat, w tym pięć lat w zawodzie bibliotekarza. Wiem, kto jakie książki czyta i wiem, kto pożycza książki dla zamydlenia oczu, dla pucu. Otóż przyjdzie taki dzień, musi przyjść, że każdy urzędnik, każdy kierownik, kto by to nie był, będzie musiał zdawać dwa razy do roku kolokwium z czytelnictwa. Jeśli to miałoby nie nastąpić, to w ogóle nie doczekamy tego 2000 roku. Wiem, co piszę. Jak długo mogą się szarogęsić ludzie, którzy czytają od kilku lat pierwszy tom „Potopu”! Będzie też nowa ustawa biblioteczna, a bibliotekarz bardzo wysoko uposażony, należeć będzie do ludzi cieszących się znacznym autorytetem i posiadać będzie zaufanie ludzi tak dalece, że żaden spowiednik w ciągu wszystkich poprzednich lat mu nie dorówna…”
Kolokwium z czytelnictwa, hmmm… w kraju gdzie ponad 50% obywateli nie przeczytało książki w ubiegłym roku. Ciekawy pomysł. Prognoza co do wysokiego uposażenia też się nie sprawdziła a szkoda… ech… I nie wiem czy chciałbym być czyimś spowiednikiem.
I jeszcze fragmencik:
„Biblioteki prywatne w ogóle znikną. Po co gromadzić prywatne księgozbiory, jeśli publiczne biblioteki na każdej ulicy zaopatrzone będą we wszystkie nowości. Znikną zresztą, albo znikać będą książki w obecnym formacie. Będą znacznie mniejsze, poręczniejsze, zabierając mało miejsca. Poza tym w każdej bibliotece będzie ogromny wybór taśmotek. Dla słuchowców. Powieść nagrana przez wybitnego aktora. Można ją sobie będzie słuchać w dowolnym czasie i w dowolnym miejscu. Na ulicy, w poczekalniach, gdzie się da. Więc przepowiadam bibliotekarzom wielką przyszłość. Głowa do góry, koleżanki i koledzy…”
Tutaj prognozy całkiem trafne – audiobooki są, mają się w miarę dobrze. Inny nośnik ale idea ta sama. Książki tradycyjne są, ale są również e-booki, które zajmują zdecydowanie mniej miejsca :D
Tylko te publiczne biblioteki zaopatrzone we wszystkie nowości, wielka przyszłość bibliotekarzy, rzeczywiście fantazja tutaj poniosła.
Cały artykuł należy traktować z przymrużeniem oka, bo są wypowiedzi przedstawicieli innych zawodów utrzymane w podobnym tonie. Ale kto wie, może ludzie tak myśleli naprawdę i nie jest to tylko fantazja autora.
Pingback: Sobotni dyżur popołudniowy [46] | pulowerek.pl