Marzenia mają ogromną moc. Najlepiej gdy się spełniają, ale niestety czasem bywa tak, że nie mogą się ziścić wtedy ważnym jest, aby się z tym pogodzić lub spędzić życie na próbie dogonienia własnych snów.
Historyjka dzisiaj nie ku przestrodze, ale raczej jako próba zwrócenia uwagi, że podróże w kosmos pochłonęły swe pierwsze ofiary na długo przed psem Łajką, załogą „Challangera” i wieloma innymi dzielnymi ludźmi, którzy odważyli się rzucić wyzwanie grawitacji.
Przeczytajcie sobie do czego może doprowadzić życie mrzonkami i karmienie się bezpodstawną nadzieją.
Odebrał sobie życie, bo nie mógł pojechać na księżyc
Ofiara rakiety księżycowej.
„Kraków, 1 czerwca.
(—) Nieszablonowy zaiste motyw popchnął do samobójstwa 55-letniego Roberta Matthewsa, który zgłosił się jako pasażer do księżycowej rakiety prof. Godarda. Ten osobliwy fantasta, skoro doszedł do przekonania, że jego marzenie o podróży na księżyc nie będzie zrealizowanem, postanowił pozbawić się życia, które straciło dla niego wszelką wartość.
Matthews był synem przemysłowca z Birminghamu, który po bankructwie finansowem rodziny, jako 19-letni chłopiec wyjechał do Ameryki i tam, w Nowym Jorku zdobył dyplom inżyniera. Po wielu wysiłkach i długiej walce z życiem doszedł wreszcie do stanowiska zastępcy dyrektora w dużej fabryce mydła. Był on zamiłowanym astronomom amatorem, a prozaiczny jego zawód widocznie dawał mu mało zadowolenia wewnętrznego. Przed trzema laty Robert Matthews, który przez dłuższy czas pracował nad skonstruowaniem jakiegoś nadteleskopu, zaniechał tej pracy, porzucił również swą posadę w fabryce z powodu silnego rozstroju nerwowego.
Od czasu, gdy wyłonił się projekt profesora Goddarda, zmierzający do skonstruowania rakiety księżycowej, Matthews zapalił się do tej misji i zgłosił się jako pierwszy pasażer do podróży w nieznane przestrzenie międzygwiezdne. Jak wiadomo, prof. Goddard przed pół rokiem miał dokonać pierwszego eksperymentu z małym modelem swego pocisku księżycowego. Eksperymentu tego oczekiwano z olbrzymiem zainteresowaniem ze względu na to, że prof. Goddard cieszy się jako fizyk najlepszą, stawą i znany jest ze swego trzeźwego światopoglądu.
Pierwsza ta próba nie odbyła się w oznaczonym terminie, jednakowoż prof. Goddard zawiadomił publiczność za pośrednictwem prasy, że pocisk zostanie w roku 1926 wystrzelony na księżyc. Jak już donosiliśmy, zgłosili się kandydaci ze wszystkich stron świata, Z samej zaś Ameryki przeszło 50 osób kobiet i mężczyzn, pragnących „przejechać się” na księżyc. Wśród tych kandydatów znajdował się także Matthews, który bezustannie szturmował do prof. Goddarda listami i telegramami. Napróżno prof. Goddard bronił się przed najściem tych fantastów, tłumacząc im, że rakieta księżycowa zabierze ze sobą na księżyc tylko sygnałowe aparaty iskrowe i materiały wybuchowe. Przewiezienie pasażerów na księżyc pozostanie dalej w krainie fantazji. Matthews nie dał się jednak przekonać i chciał koniecznie jechać na księżyc.
Ta uparta tęsknota do srebrnego satelity naszej planety włożyła fantaście rewolwer do ręki. W liście pożegnalnym do dawnego swego szefa dyr. Howarda, samobójca stwierdza, że wobec niemożności zrealizowania swego najdroższego marzenia, pozbawia się życia.”
Profesor Goddard o którym mowa w artykule to nie byle jaka postać, uznaje się go za konstruktora i twórcę pierwszej rakiety napędzanej paliwem ciekłym. Na angielskiej wiki piszą, że prasa często wyolbrzymiała prace Goddarda przez co on sam ukrywał się ze swoimi eksperymentami. A rzeczywiście w roku tysiąc dziewięćset dwudziestym szóstym przeprowadził udany start rakiety, więc prasa apetyt na podróże w kosmos miała ogromny.
Moim skromnym zdaniem spokojnie możemy zaliczyć pana Matthewsa do pierwszych ofiar podróży kosmicznych.
„Ilustrowany Kuryer Codzienny” nr 149, 2 czerwca 1926 roku. Tradycyjnie znalezione w Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej.
szescstopni
charliethelibrarian
Onibe
charliethelibrarian