I cyk moi drodzy! Kolejny polski pisarz i kolejna książka Pawła Majki, o poprzedniej możecie przeczytać TUTAJ. Co dostajemy w tej grubaśnej ponad siedmiuset stronicowej knidze? Słuchajcie mnie uważnie – dostajemy praktycznie wszystko.
Co mogę powiedzieć o dziele pana Pawła – ma chłop rozmach! Czego tutaj nie było to ja nawet nie wiem. Innergetyka, która zmieniła znany nam Wszechświat, zarządzany przez bogów, których w sumie sami sobie stworzyliśmy i których kiedyś traktowaliśmy jak niewolników, a teraz to oni dają nam nieśmiertelność. Na dziwnych warunkach.
Ludzie i tak toczą wojny choć skolonizowali sporą część galaktyki, a ich elity tkwią w jakichś dziwnych układach niemalże feudalnych. Na początku zżymałem się straszliwie, bo przecież jak tak można żeby jacyś cesarze rządzili skoro zdobywamy gwiazdy, ale Majka zgrabnie to wyjaśnia i ja w sumie jako czytelnik łykam to wyjaśnienie.
Mamy moje ulubione motywy – narzekanie na podłość i małość natury ludzkiej, elity i polityków z łatwością wysyłających innych na rzeź, bez żadnych konsekwencji dla polityków oczywiście. Mamy rozwiniętą cywilizację techniczną, która korzysta z genetyki, wirtualnych światów, komunikacji, a jednocześnie nie pamięta gdzie jest Ziemia – jej kolebka. Plus praktycznie nie czytają książek w ich tradycyjnej formie. Jest tylko jeden Pies – żołnierz Legionów Obywatelskich, który tę formę rozrywki preferuje.
Wspominałem o rozmachu – wszechświatowa krwawa wojna, bogowie (Obcy z innoświata) skaczący sobie do gardeł niczym bogowie olimpu podczas walk o Troję, a na to wszystko losy całkiem sporej grupki osób, które śledzimy z zainteresowaniem.
Mnie osobiście podobał się jeden motyw z pewną flotą statków, ale nie będę Wam zdradzał za dużo. W skrócie to kolejny dowód na to, że Paweł Majka umie czerpać z bogatych doświadczeń fantastyki i umie swój talent wykorzystać ku chwale literatury.
Ta książka spokojnie mogłaby konkurować ze światowymi space operami (dawno w sumie nic nie czytałem). Jest naprawdę świetnie napisana, wciągająca, wywołuje emocje i przede wszystkim prawie się nie rozłazi.
Fraa