Moi drodzy, często na łamach (w ogóle to dobre słowo?), na stronach tego mojego bloga wrzucałem Wam przypadki oszustów sprzed lat. Dzisiejszy wpis nie będzie wyjątkiem, chociaż cała sprawa ma otoczkę lekko uduchowioną, ocierającą się o bytowanie ze sztuką słowa pisanego i pokazuje jak duża w ludziach drzemała i drzemie potrzeba docenienia i zaistnienia na salonach. Przedstawiam Wam sprawę, w której literatura odgrywa dużą rolę, a sprawne manipulowanie kobiecymi duszami pozwala dorobić się pokaźnej sumki i znaleźć prawdziwą miłość (chyba)…
Ilustrowany Kuryer Codzienny, nr 291, 22 października 1926 roku.
Oszust literacko-małżeński
Miał 12 narzeczonych, odczytywał ich utwory grafomańskie i… pożyczał od nich… pieniądze.
Paryż, 18 października.
„(—) Przed sądem w Paryżu stanął Maurycy Levet, wydawca czasopisma „La Poesie” dyrektor firmy wydawniczej „Przyszłość”, właściciel zamku Mesnil, oskarżony mianowicie o to, że ani czasopismo, ani firma wydawnicza nie egzystują zupełnie, a zamek w Mesnil zalicza się do t. zw. posiadłości na księżycu.
Maurycy Levet był zwykłym oszastem małżeńskim, naciągającym łatwowierne kobiety, albo raczej niezwykłym oszustem, albowiem uprawiał swój proceder przy pomocy literatury. Był on wale nie złym psychologiem i umiał grać z jednej strony na popędzie grafomańskim niektórych ludzi, z drugiej zaś strony na pragnieniach i tęsknotach kobiet, oczekujących od małżeństwa spełnienia swych tajemnic nadziei.
Levet grając na uczuciach erotyzmu i próżności, zarobił w jednym roku przeszło 100.000 franków, nie licząc wystawnych obiadów i miłych rendes-vous.
Ten nieprzeciętny oszust rozpoczął z kapitałem zakładowym 300 franków. Ogłosił on konkurs poetycki dla pań na wiersz do swego czasopisma. Levet nie kazał przysyłać znaczków na odpowiedź, nie żądał żadnych opłat na formalności, poprostu chodziło mu o adresy. Wreszcie wyszukał sobie 20 pań, które może nie miały zdolności poetyckich, ale za to posiadały stanowczo pieniądze. Maurycy Levet złożył wszystkim wizyty, przyrzekł, że wszystkie nadesłane wiersze i dramaty będą wydrukowane i zaręczał się. Miał on równocześnie 12 narzeczonych, przyczem od każdej zaciągał większą pożyczkę.
Pewna starsza nauczycielka z Chantilly oddała mu swoje serce i 20.000 franków. Inna dama, wdowa w Lille, zaofiarowała na ołtarzu miłości i próżności papiery wartościowe na 50.000 franków i kilka stary i pięknych obrazów, mających zdobić salę przyjęć w zamku w Mesnil. Inne panie poza swymi manuskryptami dawały, po kilka, kilkanaście tysięcy franków. Pewna, biedna, stara panna, oddała rzekomemu narzeczonemu wszystkie swoje oszczędności w kwocie 500 franków, dołączając do tego trzy grube zeszyty wypełnione wierszami. Ona była jedyną. której wiersz ukazał się istotnie w druku w małem, prowincjonalnem piśmie, co ją widocznie tak wzruszyło, że przed sądem oświadczyła, iż nie czuje się poszkodowaną, a p. Maurycego Levet stale kocha.
Za to inne oszukane kobiety wykazywały silne rozgoryczenie. Naogół odnosiło się wrażenie, że mniej im chodziło o zawiedzione nadzieje małżeńskie, jak o rozczarowanie dla ich ambicyj literackich. Jedna z narzeczonych Leveta wezwana jako świadek zaczęła odczytywać przed sądem swoje wiersze. Sędzia, przerażony polecił jej zaprzestać, a Maurycy Levet, uśmiechając się, rzekł:
— Czy nie sądzi pan, panie sędzio, ze zmuszony do słuchania takich wierszy sam się już dotkliwie ukarałem.
Przewodniczący widocznie nie uważał tej kary za dostateczną, bo skazał Maurycego Levet na 6 miesięcy więzienia.
— Czekaj na mnie, powrócę — zawołał Levet do biednej starej panny, która zeznała na jego korzyść.
— Będę czekale, odparła szlochając.
Jeżeli w kwietniu 1927 roku Maurycy Levet zgłosi się istotnie da tej biednej, prowincjonalnej poetki, to wszystkie winy jego należy mu wybaczyć. Istotnie przetrawienie 20 tomów poezji różnych domorosłych poettek, to kara, która okupić może nawet ciężkie grzechy !…”
Niestety nie wiem jak potoczyły się losy pana Leveta i czy rzeczywiście odezwał się do starej panny, która go pokochała.
Szkoda trochę kobiet, które omamione okrągłymi, pochwalnymi zdaniami na temat swojej twórczości poczuły się jak członkinie do sekty czy też cechu pisarskiego. Czy poettek to jakiś błąd i chochlik drukarski? Bo chyba nie użyto tego słowa specjalnie. Moje rozmyślania pozostaną raczej bez odpowiedzi.
Levet powinien dostać większy wyrok. Pal licho, jego cierpienia podczas wysłuchiwania kiepskich wierszy, ale za to, że utwierdzał owe panie i damy w przekonaniu, że coś z nich będzie powinien pójść na galery.
Znalezione jak zwykle w Małopolskiej Bibliotece Cyfrowej.
P. S. Aha i jeszcze refleksja. Byłem dzisiaj na konferencji w Artetece zorganizowanej z okazji udostępnienia kompletnego archiwum „Ilustrowanego Kuryera Codziennego”. Dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy o samej gazecie jak i o procesie digitalizacji. Ujrzałem oczyma swoimi jaka to ciężka praca, dlatego składam wielkie dzięki wszystkim osobom, które przyczyniają się do tego, że ja mogę wygodnie w zaciszu domowym urządzać sobie wycieczki w przeszłość. Niech im się w życiu darzy, a materiałów do digitalizacji niech nie zabraknie na najbliższe kilkadziesiąt lat.
Link do wydarzenia na Fejsie.
Dolina Kulturalna
charliethelibrarian
Anna
charliethelibrarian
Anna