Czasem moi drodzy z książkami jest tak, że na pierwszy rzut oka i pierwsze czytanko wydają się być bardzo w porządku, super cacy i w ogóle wspaniale, ale w trakcie owego czytanka okazuje się, że jednak coś jest nie w porządku. Coś uwiera i pod piękną lakierowaną warstwą tekstu, któremu absolutnie nie ma się nic do zarzucania (przynajmniej tak się wydaje), wygląda coś dziwnego i sztucznego.
Feed teoretycznie mógł się stać moją ulubioną książką. Klimaty żywych trupów, wojny z nimi, heroizmu jednostek i całych społeczeństw w zwalczaniu tej zarazy to coś co lubię i chętnie łykam. Niestety Feed nie stał się moją ulubioną książką, a powodów było kilka i postaram się wyjaśnić dlaczego, chociaż sam do końca nie jestem pewien co mnie w tej książce uwiera.
Feed to opis Ameryki, dwadzieścia lat po tym jak martwi powstali i zaczęli zżerać żywych. Powstanie martwych zostało opanowane, chociaż nie bez olbrzymich ofiar i wyrzeczeń. Społeczeństwo Stanów Zjednoczonych Anno Domini 2039 sporo różni się od tego 2014 (nawiasem mówiąc to latem 2014 roku według książki wypuszczono wirusa, który zmutował i stał się przekleństwem ludzkości, dobrze, że dzisiaj jest pierwszy dzień jesieni – zagłada nam nie grozi). Stany stały się krajem, w którym ludzie boją się większych zgromadzeń, nie wychodzą z domów i wydają fortunę na nowoczesne środki zabezpieczające ich domy i posesje. Jedynym źródłem kontaktu ze światem jest Sieć, a jej rdzeniem są blogerzy, którzy wychodzą na zewnątrz i pokazują ludziom „prawdziwy świat”.
Autorka włożyła wiele pracy (to widać) w uzasadnianie dlaczego ludzie żyją w ten sposób, czym jest wirus, jak z nim walczyć i tak dalej i tak dalej. I na pierwszy rzut oka wszystko się trzyma kupy, ale gdy tak przyjrzymy się bliżej to już nie jest tak wesoło, przynajmniej moim zdaniem. Jeśli większość ludzi siedzi w domach to kto im buduje te maszyny? Jak wygląda reszta świata? Chińczycy dalej produkują? Co chwila główna bohaterka wspomina o najnowocześniejszym sprzęcie, kolejnych generacjach kamerek i tak dalej, i tak dalej. Kto im to robi? Roboty? To może roboty wysłać do walki z zombiakami i kurde będzie po sprawie. Autorka maluje obraz uciążliwych kontroli, testów krwi, zmywania całego ciała silnymi środkami czyszczącymi i tak w koło Macieju. Zagrożenie jest ogromne i wirus tylko czyha, by się uaktywnić i środki ostrożności olbrzymie trzeba przedsięwziąć. A gdy przychodzi co do czego to głównym bohaterom udaje się wyjść cało z każdej opresji. A wszystko miało być takie niebezpieczne i praktycznie nie do przejścia.
Feed to tak naprawę thriller polityczny z zombiakami w tle, a to mi się nie spodobało. Co mnie interesują jakieś przepychanki wśród kandydatów na fotel prezydenta? Długaśne wywody o prawnych aktach sankcjonujących różnego rodzaju precedensy i to, że bloger, który ma wyjść do strefy zakażonej musi mieć pozwolenie numer taki to i taki. Ja rozumiem, że to wszystko miało uwiarygodnić fabułę, nadać jej rys realności i osadzić ją w określonej rzeczywistości. Ale szczerze mówiąc bardziej mnie to irytowało niż interesowało. Nie czułem żadnego zagrożenia ze strony zombiaków. Nic. Wszystko było pod kontrolą i nawet scen z nimi było zaledwie kilka. No, ale trzeba przyznać, że niektóre były całkiem niezłe. Łącznie z szalenie zaskakującym i interesującym zakończeniem. Przyznam się szczerze, że po sposobie napisania całej książki nie spodziewałem się takiego zakończenia.
Poza tym drażniła mnie pretensjonalna główna bohaterka, która wydawała mi się przemądrzałym, nie wzbudzającym cienia sympatii dziewczęciem. Zresztą moim zdaniem w książce roi się od ckliwości, wzruszeń, miłości brata do siostrzyczki, któren to oddałby życie za swą siostrę i vice versa. I takie to wszystko mało przekonujące mi się wydało. Cały czas mówię o tym, że książka wydawała mi się mało przekonujące. Nic na to nie poradzę, że wizja Miry Grant zupełnie do mnie nie przemówiła.
Ale coby oddać sprawiedliwość – książka jest dobrze napisana, czyta się ją szybko. Dzieje się też całkiem sporo, chociaż nie w temacie, który by mnie interesował. Wielkie plusy za ukłon w stronę George’a Romero, który jest opisany w książce jako wielki bohater i wizjoner. Dużo jest o cenzurze, o wolności słowa, o Sieci, która zmienia wszystko (można tutaj odnieść wrażenie, że to aluzje do naszej rzeczywistości) ogólnie książka co najwyżej jest dla mnie poprawnie napisanym thrillerem politycznym z delikatnym powiewem gnijących ciał. Na razie nie mam zamiaru sięgać po drugą i trzecią część.
Co do blogerów walczących z mediami, które nie chcą pokazać prawdy, był taki film Diary of the dead, w którym też dużo jest o tym, że Internet pokazał prawdę o żywych trupach.
P. S. W porównaniu z taką World War Z Brooksa Feed wypada zdecydowanie słabiej.
P. S. 2 Aha i książkę przeczytałem w języku angielskim i większych problemów mi nie sprawiła.