Zaczynam o sobie myśleć, że nie jestem dobrze zorganizowanym czytelnikiem. Oto kolejna książka, którą przeczytałem przez przypadek :) A bo koleżanka z pracy czytała. I kolejny całkiem sympatyczny przypadek.
Książka opowiada o 19 – letnim Edzie, który żyje sobie w małym, zapyziałym australijskim miasteczku i pracuje jako taksówkarz. Ma trójkę przyjaciół, z którymi grywa w karty i śmierdzącego straszliwie starego psa o imieniu Odźwierny. Ogólnie Ed uważa siebie za nieudacznika, przegrańca i fajtłapę. Jako jedyny z rodzeństwa został w miasteczku, jego własna matka go cały czas wyklina, ojciec był spokojnym, cichym alkoholikiem, który w końcu zmarł. Ed podkochuje się w swojej przyjaciółce Audrey niestety zdaje sobie sprawę, że Audrey nigdy nie będzie z nim bo jest jej kumplem. Jego doświadczenia seksualne nie świadczą o nim najlepiej. Ogólnie ED po prostu jest – i nic poza tym. Wszystko zmieni się w momencie gdy Ed podczas napadu na bank powstrzyma napastnika. Od tej pory Ed będzie otrzymywał karty z tajemniczymi zadaniami…
Jakie wrażenia po lekturze – jest to miła, ciepła i prosta opowieść o tym jak to warto czasem rozejrzeć się wokół siebie i dostrzec innych ludzi. Przełamać w sobie marazm i niechęć i ruszyć się, zrobić rzecz czasem niezwykle prostą – jak na przykład podarowanie samotnej matce lodów lub też niezwykle trudną – uratowanie kobiety przed gwałcącym ją co noc pijanym mężem. Książka jest napisana językiem prostym, czyta się ją bardzo dobrze. Jest może troszku naiwna, ale taką naiwnością pozytywną. Edowi tak naprawdę nie nastręcza wielkich trudności wykonywanie zadań. Ludzie okazują się dziwnie mili, otwarci i uczciwi, wystarczy tylko się do nich odezwać. O takiej naiwności mówię. Nie podobało mi się natomiast zakończenie ale nie będę spojlerował. (Bo a nuż może ktoś przeczyta ten wpis).
Ostatnio dużo rzeczy wydają mi się takie: Ogólnie lekturka spoko możne się zapoznać ale nic się nie stanie jeśli człowiek sobie daruje.
Czy popadłem w jakiś taki stan umysłu gdzie nic nie jest zimne ani gorące tylko ciepłe? To chyba niedobrze, przynajmniej mówił tak jeden hipis dawno dawno temu.
Pingback: Markus Zusak “Złodziejka książek” « Blog Charliego Bibliotekarza
Pingback: Markus Zusak “Złodziejka książek” | Blog Charliego Bibliotekarza